środa, 31 grudnia 2014

Szczerość elbląskiej lewicy

Nowy rok za pasem więc wszyscy interesują się sylwestrowym balem, modną kreacją czy zakupem pakietu fajerwerków. Większość jest teraz pochłonięta swoimi sprawami, więc śledzenie sceny politycznej jest na ostatnim miejscu. Tym bardziej tej lokalnej. Ja nauczony już wieloletnim doświadczeniem w zakresie socjotechniki wiem, że moment powszechnego braku zainteresowania jest idealnym czasem do przepychania niewygodnych ustaw, jest idealny do zamiatania pod dywan kluczowych spraw i świetnie nadaje się do cichego obsadzania stołków. Zwłaszcza przez nowo utworzoną władzę. Wszyscy pamiętamy wyborcze brednie o oszczędnościach i cięciach, które były żarliwie powtarzane do szklanego oka kamery. Jakie to było szczere. Nikogo wtedy nie interesowały posady i wynagrodzenie. Serce na dłoni. Tymczasem nie zdążyły jeszcze odpaść wysłużone plakaty liderów, gdy oni przystąpili do podziału łupów. Temu obiecano to, tamta nie dostała i pokazała język  wszystkim, dla tego ta komisja, tego ugłaskamy takim stołkiem...itd
 Folwark drży w posadach, a gabinety wypełniły kłótnie i powyborcze spory. Łupy są zacne.
By zadośćuczynić egzotycznej koalicji, która zwarła szeregi przed Wilkiem, trzeba coś wypuścić z ręki. Owoce już mamy. Wzorem wielkich miast będziemy mieli trzech wiceprezydentów. Tak, tak równamy do największych i najbogatszych. Każdy nieustępliwie ciągnął swój kawałek prześcieradła w swoją stronę. Pęknięcia już widać, a do pełnego rozprucia poczekamy góra rok. Mnie osobiście najbardziej zniesmaczył skok na stołek pana Janusza Nowaka z SLD, który wielokrotnie nawijał makaron na uszy wyborcom. "Nie nigdy nie będę wiceprezydentem u żadnego z was". Jestem człowiekiem ponad stołkowym. Właśnie widzimy jak dalece ponad stołkowym. Doradca, a wiceprezydent to zupełnie inne kwoty. Nastąpił polityczny zwrot na pięcie i już jestem w zupełnie innej pozycji. Mieszkańcom wmówimy, że nam potrzeba tych wiceprezydentów, że brak nawet jednego doprowadzi do zagłady miasta.

Oto jak robi się politykę w Elblągu.
Ludzie śmieją się z towarzysza Biedronia, który w Słupsku ostro przystąpił do cięć i oszczędności. W swym działaniu jest bardziej liberalny niż nasi prawicowi włodarze z PO. O lewicy nie wspominam, bowiem przykład pana Nowaka pokazuje dobitnie stanowisko czerwonej rodzinki. Gdy mają chwilę słabości to zasłaniają się uciskanym narodem i sypią socjalem z waszych podatków, ale gdy tylko pojawia się możliwość to dostawiają swój taboret do koryta. Na koniec wspomnę słowa jednego ze znajomych pracujących w ratuszu (tak,tak tam również mamy swoich wolnościowych ludzi) tak określił sytuację na szczytach władzy: "Chapią na potęgę bo nie znają dnia ani godziny. Do referendum może rok, może półtorej. Ładują się na stołki i pakują kieszenie czym się da. Czas ucieka..."
To mówią ludzie współpracujący i widzący z bliska jak wygląda podział władzy i świadomość rozsypania się tej kadencji. Mój pomysł jest następujący: Niech na niemałe wypłaty dla tych niezbędnych wiceprezydentów zrzucają się wyborcy SLD, PO i Witolda Wróblewskiego-PSL. Pieniądze podatnika niech zostawią w spokoju przeznaczając je w miejsce prawdziwych potrzeb.
Cóż to za pociecha z racji posiadanej już kolejny raz przez Nową Prawicę? Mówiliśmy mocno to co dziś staje się faktem:
Nie będzie żadnego rządu oszczędności i zrównoważonego budżetu. Nie będzie dialogu z tymi którzy nie dostali klucza do zadłużonego skarbca. Czeka nas przyspieszony kurs degradacji. Zegar tyka, a społeczeństwo zagłosuje nawet na pluszowego niedźwiedzia gdy wydamy na jego kampanię miliony z kieszeni podatnika.
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku życzy państwu elbląski oddział Nowej Prawicy. Rok 2015 będzie to czas wielkich zmian i protestów młodych ludzi, którzy kolejno otwierają oczy. Życzę Wam przebudzenia i niezwykłej mądrości. Trafnych wyborów w podążaniu za głosem serca. Mniej telewizji, więcej miłości i odpowiedzialności za swój kraj oraz miasto.
Tego z całych sił życzę wszystkim mieszkańcom Elbląga.

Michał Szydlarski
wiceprezes KNP Elbląg


sobota, 20 grudnia 2014

Europa dwóch prędkości

                                                            

Na zaproszenia europosła pana Michała Marusika, wyróżnieni członkowie oddziałów, aktywni sympatycy i przedstawiciele kół, dostali szansę poznania mechanizmów Parlamentu Europejskiego, (który posiada dwie siedziby Bruksela-Strasburg) oraz Rady Europy z pobliskim budynkiem Trybunału Praw Człowieka. Pan Marusik, środki pozyskane w UE przeznacza na edukację oraz wspomaganie struktur krajowych. Piszę to ( bloger może więcej : ) głównie po to,by zamknąć usta tym wszystkim rozkrzyczanym pieniaczom mówiącym o pchaniu się do koryta ludzi z KNP. Podstawowy zarzut : Jesteście antyunijni, ale kasę bierzecie. Tak bierzemy i brać ją będziemy! Jest ona potrzebna, by edukować i otwierać ludziom oczy, by rosnąć w siłę i zbudować realny front mogący wpływać na zmiany w Polsce.
To trzeba jasno powiedzieć.


Tyle wstępu. 
Ruszyliśmy z Polski autokarem więc mieliśmy możliwość podziwiania zmiany krajobrazu i dobrodziejstw piętrzących się za autobusową szybą. Przebywałem za granicami Polski wiele razy jednak możliwość przejechania trasy Polska-Francja miałem pierwszy raz.
Dojazd do niemieckiej granicy usypiał monotonią krajobrazu: pola, lasy, chaty, pola, nieużytki, las i tak po horyzont. Gdy tylko przekroczyliśmy umowną już granicę natychmiast zrobiło się bezpieczniej, autostrada pozwoliła oderwać wzrok od przedniej szyby autobusu.
Zakończyliśmy też etap wyprzedzania z drżącym sercem.
Pojawiły się setki wiatraków i plantacje słonecznej energii.















Niemal całą drogę przez Niemcy wypełnił widok fabryk, hal produkcyjnych setek firm znanych dzięki swym logo na cały świat. Mały wyjątek stanowiła Bawaria gdzie oglądaliśmy plantacje chmielu, rancza goniących koni, pastwiska wypełnione rogatym bydłem i masą owczej bieli. Jednak przez około 12 godzin jazdy krajobraz wypełniała po brzegi przedsiębiorczość kręcąca z niezwykłą mocą niemieckim PKB. Smutna i przygnębiająca sprawa, człowiek, który jedzie z kraju wygrywającego II WŚ, widzi prawdziwego zwycięzcę i pana Europy. Mam pełną świadomość faktu, że trasa omija wielkie miasta tranzytem, a firmy nie istnieją tylko przy autostradach. Dopada nas marazm i sięgamy do plecaka po ostatnie krajowe piwo. Moim marzeniem jest to, by Polska posiadała taką ilość firm i fabryk zebranych tylko przy tej trasie.              
                             
    (z racji zachmurzenia i zdjęć w ruchu moje zdjęcie nie wyszło - to jedna z setek firm, które mijaliśmy)

Wszystko co kupujemy w 80% jest wytworzone w Niemczech. Zaczynając od  chemii, słodyczy na szrotach samochodowych kończąc. Najgorszym autem mijanym na trasie był Golf IV, a ceny na stacjach benzynowych, są identyczne jak nasze. Niemiec nie jest zmuszony do liczenia w nieskończoność swych pieniędzy w kieszeni. On wie ile zarabia. My liczymy i zaciskamy zęby wiedząc, że nasze wypłaty można zmieścić w dwóch banknotach euro.  

                                                                        FRANCJA 
Posiłek. Hotel o dwóch gwiazdkach zaskakuje czystością i wyposażeniem. Integrujemy szeregi ;) i dajemy sobie kilka godzin wypoczynku. Od rana czeka nas intensywny dzień pełen wrażeń.                                    




                                            GÓRA ŚW. OTYLII (MONT SAINTE-ODILE) 

Autokar wąskimi drogami wspiął się na  763 metry n.p.m ukazując niezwykły klasztor osadzony na skałach Alzacji. Miejsce stanowi od wieków cel licznych pielgrzymek chrześcijan nie tylko z Francji, ale i z całego świata. Klasztor kilkakrotnie odwiedzał Jan Paweł II wykorzystując aurę niezwykłego miejsca do modlitwy i kontemplacji. Miejsce poświęcone jest dziewczynce urodzonej około 662 roku. Dziecko przyszło na świat niewidome i niezwykle szpetne. Po udzieleniu chrztu i namaszczeniu oczu świętymi olejkami dziewczynka odzyskała wzrok i w cudowny sposób wypiękniała. W podzięce Bogu gdy dorosła sama zaczęła leczyć ludzi cierpiących na ślepotę i trąd. Wydarzenie to sprawiło, iż Otylia po dziś dzień uważana jest za patronkę  chorób oczu, a woda bijąca z klasztornego źródełka (jak opowiadają miejscowi) posiada właściwości uzdrawiające.

Wesoły incydent miał miejsce ma świątynnym wzgórzu. Gdy naszą grupę mijał francuski ksiądz doleciały do niego nasze słowiańskie dźwięki. Zatrzymał się, roześmiał życzliwie i krzyknął „Polonais! Polonais!” i na znak wielkiej radości odśpiewał nam zwrotkę kościelnej piosenki. Po polsku!!!. Po raz kolejny pokazał nam z wielką dumą kamień postawiony na cześć Jana Pawła II. Nie wiem jak inni koledzy i koleżanki z ekipy, ale ja poczułem się w tym momencie prawdziwym obywatelem Europy tysiąc razy mocniej niż w gmachu UE. 



                                                              RADA EUROPY


Po wszelkich zabiegach tłumaczonych dniem 11 września z paskiem w garści i opadających portkach wkroczyłem do wnętrza gmachu. Drewno, szkło i chrom robi wrażenie. Wszędzie ozdoby z rozmaitych części świata. Dostrzegam księgę w gablocie. Podchodzę bliżej, by sprawdzić jakie zaklęcia znajdują się pod szklanym kloszem. Szok- to nasza konstytucja. Wygląda na starą i oryginalną. Replika??? Żart jakiś??? W miejscu, które wielokrotnie pokazało niezgodność i wyższość prawa Europejskiego nad naszą konstytucją to jak celowa kpina i zagranie na nosie ludziom śledzącym postanowienia trybunału i stanowione tu prawo. 


                                                   Pani przewodnik prowadzi nas dalej.
Pod tym linkiem jest udostępniony film, którym uraczono nas na sali kinowej Rady Europy. Strona jest w języku jednego z członków honorowych Rady – Rosji. Na pytanie:„dlaczego uważacie, że Rosja jest nadzwyczajnym obrońcą praw człowieka?” pani nie potrafiła nam odpowiedzieć. Totalne pomieszanie z poplątaniem w sytuacji medialnej propagandy stosowanej wobec nas na temat "biednej" i "pognębionej" przez Rosjan Ukrainy. 
Oto film:  
strona z filmem 
Przed projekcją pani poprosiła nas o zadawanie pytań po zakończeniu filmu. Gdy usłyszała gromki śmiech podczas punktów znoszących ubóstwo i powszechną biedę już nie chciała z nami rozmawiać. Zrozumiałem wtedy gdzie Platforma Obywatelska nauczyła się wykonywać takie propagandowo-dramatyczne spoty. 

Na koniec trafiliśmy na salę plenarną Rady Europejskiej by zobaczyć wnętrze i wysłuchać jeszcze odrobinę propagandy zapisanej w pliku MP3.
                                                                 
                                                                      Wniosek
Cała dzisiejsza cywilizacja europejska jest trzymana w ryzach dzięki przepisom płynącym z tego pałacu. Taki obraz jest wpajany młodym ludziom tłumnie odwiedzającym to miejsce. Bez ochrony tej instytucji, ludzie z maczetami w dłoni powyrzynaliby się w kilka dni. Szkoda, że te przepisy nie dotyczą Afryki. Jak za dotknięciem czarodziejski różdżki prysłyby ich problemy głodu, ubóstwa, rytualnych morderstw, ludobójstwa, handlu ludźmi i kary śmierci. Dobrze, że mamy ten budynek i zastępy urzędników za przystępną cenę.


(szkoda, że nie sprzedawano takich wycieraczek w sklepiku, wydałbym ostatnie euro na tak niebywałą przyjemność ) 


                                                PARLAMENT UNII  EUROPEJSKIEJ 


Szklana wieża Babel. Nie można przejść obok tego obojętnie. Budynek, jego usytuowanie ( otoczony wodą ) naprawdę zapiera dech. Człowiek momentalnie sobie zadaje pytanie. Ile to musiało kosztować?


Na dziedzińcu okrąglaka monumentalny dar mieszkańców Wrocławia. Szkoda, że nie było nikogo z Wrocławia. Duma z dobrze wydanych podatków przeszła bokiem. 

                           











                                    Tuż obok tablica upamiętniająca wielkiego męża stanu…
                                                 




Być może w Strasburgu AGORA oznacza budynek wzniesiony w 2008 roku jako element Rady Europejskiej, nam jednak słowo AGORA kojarzy się jednoznacznie: „Gazeta Wyborcza” i Adam Michnik.
Za skojarzenia nie odpowiadam ;)




Wchodzimy do środka.
Oczywiście tu też obowiązuje procedura 11 września i znowu trzymamy się za spodnie. Wnętrze jest kosmiczne. Ruchome schody i industrialne kształty wypełniają przestrzeń. Pnącza imitują przebicie posadzki i oplatają kolejne piętra. Widać, że architekci mieli otwarty rachunek.
















Idziemy do sali konferencyjnej i czekamy na naszego Unioposła.
Pan Michał Marusik pędzi na rozpoczynającą się sesję więc mamy chwilę na rozmowę.
Oto fragment spotkania, który zdążyłem nagrać nim bateria w aparacie odmówiła współpracy.

Treściwie i dosadnie w temacie, który interesował nas najmocniej. Koszty i środki.                                                                                         
Pamiątkowe zdjęcie grupowe i pan Michał leci do swoich obowiązków.
Spotkamy się wieczorem na kolacji. Na odchodne unioposeł mówi do nas : „Teraz przejdziecie do sali obrad plenarnych Parlamentu Europejskiego i sami zobaczycie o czym się tam dyskutuje”.
Lecimy za przewodnikiem. Wcześniej dostaliśmy informacje, że robienie zdjęć z lampą błyskową jest zabronione i bardzo tego przestrzegają. Zajęliśmy miejsce dla widzów na górnych balkonach i założyliśmy słuchawki. Na kanale 18 usłyszeliśmy głos polskiego tłumacza. A raczej tłumaczy, bo głos zmieniał się co chwila. Oczywiście zasady BHP nie pozwalają tłumaczyć jednej osobie dłużej niż 15-20 minut. Zaczynamy się już przyzwyczajać do tych standardów. Trafiliśmy na temat „Ratowanie zagrożonych gatunków”.
Panie i panowie, to co tam usłyszeliśmy stanowi niezwykłe wyzwanie dla mnie. Może zacznę od tego, że zabieranie głosu przez reprezentantów frakcji sprowadza się swym stylem do rozprawki zadanej przez panią w szkole podstawowej. Nie mam zielonego pojęcia o zadanym temacie więc piszę dużo okrągłych słów. Mam płacone od obecności i zapisywane są statystyki aktywności, więc zabieram głos często. Słyszymy w słuchawkach:
- Powinniśmy natychmiast zająć się wzmożoną ochroną słoni afrykańskich nim będzie za późno…
-Kobry są wykorzystywane do eksperymentów medycznych, natychmiast trzeba działać…
-Liczebność hipopotamów jest na zatrważająco niskim poziomie, trzeba podjąć konieczne działania w celu ochrony tego gatunku…
-Unia Europejska jest prekursorem ochrony gatunków, potrzebna jest jeszcze mocniejsza praca…
-Tak trzeba działać jeszcze mocnie na tym polu, by nasze dzieci nie zapomniały czym jest słoń czy hipopotam… 
-Natychmiast trzeba podwoić wysiłek… i tak do wyczerpania swego czasu. Trzeba, koniecznie, natychmiast, niezwłocznie bla,bla,bla. Zero konkretów. 
Następny temat „Paliwa i ich jakość oraz stosunek ceny” i znowu:
-Poziom cen jest skandaliczny, trzeba zrobić wszystko, by cena paliw była bardziej przystępna…
-Ceny paliw spadają jest to zasługa UE, ale trzeba mocniej monitorować jakość paliwa…
Nagle wstaje facet i wypala do mikrofonu:
-Trzeba być szalonym by myśleć, że spadek cen ropy ma związek z troską o społeczeństwo. To jedynie element gry politycznej wycelowanej w Rosję. Ta gra pokazała jak bardzo UE ma wpływ na ceny ropy i jak mocno reguluje rynek dla swych zysków. Jak można opowiadać takie brednie… szybko sprawdzam na mapce z miejscami z jakiej frakcji jest ten jedyny głos rozsądku. No tak, facet jest z UOKiK -  partii Nigela Farage’a. Wszystko jasne. Braw nie zebrał. 

Zgodnie z ustaleniem chcieliśmy zrobić zdjęcia sali plenarnej bez lampy błyskowej.
Natychmiast podbiegła do nas pani o mało francuskich rysach i oznajmiła, że jak jeszcze raz ktoś zbliży aparat do twarzy, to ona go nam zabierze.  Konsternacja zupełna. Jestem w miejscu gdzie spływają moje podatki, gdzie stanowi się prawo codziennego życia, gdzie siedzą przedstawiciele wybrani przy pomocy mego głosu i nie mogę zrobić zdjęcia sali.
Tak nie będziemy się bawić.



Oczywiście zrobiłem je :) Polak potrafi. Nie będzie mi nikt zabraniał mego podstawowego turystycznego prawa z racji zarabiania na autoryzowanych fotoreporterach, których nie brakowało na głównej sali.





Wszystko o czym mówi JKM i pozostali unioposłowie to 100% prawda, jednak nawet najmocniejsze słowa nie oddają komiczności cyrku jaki tam się uprawia. To trzeba zobaczyć na własne oczy. Cały ten bajzel jest napompowany forsą podatnika do tak niebywałych rozmiarów, że trudno to ogarnąć biednemu człowiekowi z Europy drugiej kategorii. Doskonale, że mamy możliwość osobistego umocnienia swych poglądów. Upadek Europejskich wartości to fakt. Pozostała pazerność oparta na podatkowym ucisku, rozdawnictwo środków i sterowanie strachem. Wszystko to oczywiście oblane toną ciepłej propagandy. Za sprawą tych niewybieralnych idiotów z UE staczamy się w przepaść długu i moralnego upadku.    

                                                                   STRASBURG 

To piękne miasto, które nie widziało wojennej pożogi więc zabytków jest tam bez liku. Stare miasto jest naprawdę imponujące z centralnie wybijającą się katedrą Notre Dame. Samo miasto nie jest dużą metropolią. Powierzchnię ma identyczną z moim rodzinnym miastem Elblągiem-78,26 km² jednak w moim mieście mieszka 100 tyś ludzi z tendencją do ucieczki, a w Strasburgu 273 tyś na tej samej powierzchni. To widać.
Każde pomieszczenie z wejściem od ulicy jest zagospodarowane na potrzeby biznesu. Jest tego niesamowita ilość. W poniedziałek o godzinie 21 trudno o miejsce w pubie. Ludzie zajadają kolację ze znajomymi i dopełniają dzień francuskim winem. Zdziwiło nas gdy po 22 właściciele knajpek, pubów, zaczęli zamykać swoje interesy. Zapytaliśmy się czemu, przecież to młoda godzina. Usłyszeliśmy: Już czas, trzeba odpocząć. Tutaj obroty robią się same nie trzeba wyczekiwać gości i zapraszać ich do środka. Niepojęte.

O godzinie 13 spacerując przez centrum widzimy tłumy ludzi, robią zakupy, zajadają drugie śniadanie, kawka w kawiarence, papierosek z gazetą na ławce. Zadaję sobie pytanie. Czy tu nikt nie pracuje?
To nie są turyści.
Zasięgamy języka. To niezwykle trudne bowiem Francuzi nie rozmawiają po angielsku. Nawet nie to, że nie chcą, oni naprawdę nic nie rozumieją. Może z racji Niemiec za pobliskim Renem uczą się języka swego sąsiada? To całkiem logiczne.

Dowiadujemy się po kilku próbach, że jest to pora 3 godzinnej przerwy i że bardzo dużo ludzi pracuje na ½ etatu z racji całkiem dobrego wynagrodzenia. To ludzie niezwykle ceniący swój czas prywatny i podchodzący do pracy w sposób zupełnie „nieprzemęczający się”. Uśmiech na twarzy, euro w kieszeni i łagodny klimat.
Samochody przeciskają się między ludźmi w wąskich uliczkach potulnie jadąc i czekając na zejście pieszego z ulicy. Zero stresu, klaksonu czy wyzwisk. Mijani ludzie witają cię „bonjour, bonjour”.

 Byliśmy w mieście podczas przedświątecznego kiermaszu więc na każdej uliczce stał kociołek z grzanym winem, a jego zapach wypełniał starówkę. Niezwykłym szokiem było dla nas gdy zobaczyliśmy policję na służbie, która podchodzi do pana i kupuje sobie kubeczek grzanego wina. Panowie w mundurach uśmiechnięci ruszyli dalej z kubeczkami. Piliśmy ten wywar i nie był on bezalkoholowy ;) Człowiek jest tak przyzwyczajony do naszej rodzimej patologii, że na normalność reaguje zdziwieniem. Tu nie ma zakazu spożywania alkoholu pod przysłowiową chmurką, a limit prowadzenia pojazdu w stolicy win wygląda inaczej niż w naszym kraju.
Pijemy grzane wino i obserwujemy. Ratownicy medyczni z plecakami i sprzętem pijący wino już nie robią na nas wrażenia. Zastanawiam się jak wytłumaczę to swoim znajomym w kraju. Ileż to razy człowiek awanturował się z policją, lub zachowywał jak pospolity przestępca kryjący się po krzakach z piwem. 
                                               
                                             CENY 

Na starym mieście bandyckie, ale to normalne.
Tu kupują ludzie z europarlamentu więc kurtka za 2 tyś euro nie stanowi wyzwania, gdy wchodzimy do marketu francuskiej sieci obecnej również w Polsce, ceny są identyczne jak w kraju. Jest także cała masa produktów, które są tańsze. Jesteśmy 10 lat w Unii Europejskiej i słyszymy codziennie propagandę o równych szansach dla obywateli UE. Słyszymy o kryzysie omijającym nasze państwo, o  rosnącej gospodarce doganiającej najlepszych. Cały czas jesteśmy torpedowani podobnymi bzdurami. Niewątpliwie w Strasburgu kryzys wyrządził niebywałe spustoszenie.

Gdy stoję przed regałem z 6 smakami Coca Coli, dwoma regałami chipsów Lays, serów nie wspomnę, słodyczy, nabiału i owoców morza, robi się zwyczajnie przykro, bo my tych produktów nie znamy. I pewnie nigdy nie zobaczymy na swoim stole. Jesteśmy kloszardami Unii Europejskiej wpuszczonymi do UE dla prestiżu nielicznych elit oraz co ważniejsze dla dokładania wszelkich środków zdartych z biednego Polaka. Krew się burzy w żyłach.
Myślicie, że pani na kasie w markecie robi podobne bzdury jak jej odpowiedniczka w moim mieście? 
-Dzień dobry. Zapraszam do promocji. Może ciasteczka? Punkty pan zbiera? Dziękuję i zapraszam ponownie - dziewczyny muszą to powtarzać, bo nad głową wisi oko nadzorcy. W Strasburgu pani powoli i bez słowa skasowała nasze produkty, przyjęła pieniądze, wydała pieniądze. Nic.
Jestem pewny, że gdybym coś wymagał od niej, to by wstała i wyszła. Ona wie, że wykonuje mało płatną pracę na tamte warunki i wszyscy to rozumieją. Tutaj w markecie jest zupełna cisza z głośników nie leci piosenka podprogowa czy reklama. To zabronione, bo skłania do większych zakupów. U nas w tym samym sklepie gania facet z mikrofonem i wykrzykuje „Teraz wszyscy po kiełbasę śląską!!! Przez 10 minut jest o 10% tańsza!!!” ludzie nogi łamią.

 Podróże kształcą i to jest 100% racja. 
A z taką ekipą jaką poznałem w autobusie wiem jedno. Ta Unia Europejska zostanie przez nas przegnana tam gdzie pieprz rośnie.
Pozdrawiam uczestników.
I być może do zobaczenia w następnym odcinku... :)     


   
  






   
    

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Hardemu się zda, iż mu nikt nie rówien- Mikołaj Rej




Obserwuję sobie tą naszą scenkę polityczną i płakać się chce. PiS w swojej wielkości po pierwszej turze wyborów samorządowych zaprosił nas na spotkanie do ratusza. Pani naczelnik wydzwaniała od bladego świtu. Nasza trójca zastanawiała się czego to chce nasz prezydent Wilk od nas? Jakie to propozycje padną z ust włodarza? Liczyliśmy chociaż na poparcie 1-3 naszych postulatów (budżet bez deficytu, zmniejszenie biurokracji lub obniżka lokalnych podatków) o likwidacji straży miejskiej nie wspominam. Po godzinnej rozmowie i wyjściu z gabinetu parsknęliśmy śmiechem.
To jest robienie polityki? To są ci wytrawni i zaprawieni politycznie działacze?
Podczas spotkania dowiedzieliśmy się, że fajnie by było gdybyśmy poparli PiS, bo to przecież też Prawica. Program mamy fajny i może kiedyś o nim pogadamy przy stoliku konsultacyjnym.
-Jest taka możliwość Panowie. Oczywiście jak chcecie to jest szansa na pomieszczenie do waszych partyjnych spotkań…coś tam zostało po Palikotach na Kosynierów. Fiu-Fiu to dopiero okazja nam się trafiła. 
Nie wytrzymałem i zapytałem o likwidację SM. Teraz jak Pan będzie miał w jednej ręce wszystkie instrumenty to chyba możemy liczyć na ponowny wniosek i likwidację?
-Zastanawiam się nad tym, ale mam lepszy pomysł. Odwołam komendanta i powołam nowego. Nic nie mówiąc słuchamy dalej doskonale wiedząc, że wieść gminna niesie, iż dotychczasowy komendant idzie na zasłużoną emeryturę. Oczywiście nie zdradzamy się i pozwalamy dalej robić z siebie idiotów. Odwołam i stanowczo - te słowa padają kilka razy, po czym wypływa zapytanie:
-A wy przypadkiem nie znacie jakiegoś człowieka, który może nadawać się na komendanta SM? Oczywiście to musi być człowiek wykwalifikowany. Boska Komedia. Działaczom KNP idealistom o mocnych przekonaniach zaproponować posadę w resorcie, który chcą bezwzględnie zlikwidować. Zostaliśmy potraktowani jak chłopcy w krótkich majtasach. Pogładzeni po głowie i poinformowani, że nie warto mówić czegoś co potem może zniszczyć nasze relacje. Taka rada na przyszłość.
A teraz idźcie i popierajcie jedyne zbawienie naszego ciemnogrodu. Amen. Kolejna lekcja i odsłona jakości zerowej w wykonaniu PiS.
I czy kogoś dziwi nasza postawa wobec drugiej tury wyborów?
Gdyby prezydent wykazał się minimalnie utalentowanym politykiem, elastycznym graczem…gdyby no właśnie. Niestety przekonanie i wiara w ogrom swego elektoratu była zgubna. Jak daleko można zajechać na staruszkach równo maszerujących z kościoła do urn wyborczych? I choć to elektorat fanatyczny i arogancki to jednak kruchy jak mózgowe naczynko wypełnione cholesterolem. Pan Wróblewski zwyciężył dzięki ludziom młodym. Nie mówię tu o sobie czy KNP, ale o innych wyborcach. Dogadał się obiecując rozmaite cukierki SLD,EKO i mając w garści PO i PSL wygrał czysto matematycznie. Plakaty, a zwłaszcza te ostatnie były skierowane do młodych, ulotki to samo. Listy obsadzone młodymi też zrobiły swoje. Spirala strachu „wszyscy tylko nie PiS” i poleciało z kranu. Do nas się nie odzywali zapewne wiedząc i znając naszą postawę. Do innych wydzwaniali jednak jak po straż ogniową. Efekty widać dziś.
Zobaczcie natomiast radnych PiS. W tej kadencji niewątpliwie będzie stał na sali Ratusza Miejskiego respirator.
I co jak myślicie czy 30,20 latek będzie się identyfikował z tymi staruszkami? Jego polityka gówno obchodzi i będzie głosował po raz dziesiąty na PO. Taki mamy naród niestety.
Kolejna lekcja odrobiona i wpisana złotą czcionką do księgi pt.” Technologia Skrajnego Idiotyzmu”. Zakończę tekstem mojego znajomego, który widząc upadek Małysza zakrzyknął głośno:
Tak pięknie leciał, a tak mocno przypierdolił”.

Witam więc w kolejnej odsłonie Elbląskiego Sajgonu. Niezwykła szkoda, że nie mogliśmy pójść szlakiem Przemka Wiplera, który w Warszawie miał z boku wytrawnego gracza PiS idącego na realizację punktów programowych KNP. Pan Sasin potrafił wzbić się ponad podziały. 
No cóż. Elbląg to nie Warszawa. 
Mam nadzieję, że nowy prezydent mówiąc „będę współpracował z każdym” zaprosi nas również do pracy nad zrównoważonym budżetem (obecny powinien natychmiast znaleźć się w kiblu) i ulgami dla przedsiębiorców. Liczymy na to i respektujemy wybór mieszkańców. 
Gratuluję i mocno łapię się oparcia fotela.
Zaczynamy.

Łączna liczba wyświetleń

Archiwum bloga