sobota, 31 maja 2014

Przywileje młodości, czy może ZDRAJCA POLSKI?


Wiele szumu wywołała ostatnio pewna 17 letnia dziewczyna pozwalając sobie na niespotykaną szczerość i niezwykłą odwagę. Podczas spotkania Donalda Tuska z młodzieżą wykrzyczała naszemu premierowi, że „Jest zdrajcą Polski”. Media podchwyciły ten moment i posypały się głosy politowania na stanem wykształcenia naszej latorośli.                    
"Że głupia ta młodzież, że bez zastanowienia rzuca osądy, mało wie o świecie, a najgorszy, jest „jajcarski” elektorat, który robi sobie jaja z polityki, a to przecież niezwykle poważna i trudna sztuka."  Premier wypychany przez swego fachowca do spraw wizerunku pojechał do sławnej już dziewczyny i próbował rozładować sytuację kwiatami.  Oczywiście przy okazji pokazując światu „To tylko głupiutkie dziecko, zabawna sprawa”.  Dziewczynka jednak zachowała się stanowczo i na umizgi premiera odpowiedziała: „Nie przyjmę kwiatów od zdrajcy”. Tusk coś tam jeszcze próbował pomarudzić i obśmiać, ale za moment zmył się w otoczeniu swego komanda do limuzyny.
Czy ta dziewczynka jest nieoczytaną wariatką?                                     
Czy powtarza hasła, które szepcze jej tata zakochany w Jarosławie Kaczyńskim?           
A może ta dziewczynka wie więcej o „waszym” premierze niż tysiące POpleczników głosujących na ten układ. Zna fakty, które układają się w obraz słowa „zdrajca”. 

Pamiętacie jak  premier chciał podpisać niekorzystną dla Polski (a bardzo korzystną dla Rosjan), długoterminową umowę gazową (do 2037 roku). Następnie umorzył 1,2 mld zł długu Gazpromu za przesył przez polskie terytorium gazu na Zachód oraz skutecznie sabotował przez trzy lata, a końca tego paraliżu jeszcze nie widać, powstanie ustawy regulującej kwestie wydobywania gazu łupkowego w Polsce.



Zaniedbania rządu przy kwestii wydobywania gazu łupkowego zostały nawet dostrzeżone przez NIK, który w swoim raporcie nie miał wątpliwości, że poszukiwania niekonwencjonalnych złóż gazu w latach 2007-2012 charakteryzowały się licznymi nieprawidłowościami. Najmocniej od NIK-u dostało się resortowi środowiska. Kontrolerzy pokreślili, że mimo deklaracji o priorytetowym traktowaniu poszukiwań gazu z łupków, ministerstwo nie potrafiło właściwie zorganizować prac w tym zakresie. NIK wskazał też na istotne opóźnienia w przygotowywaniu projektu ustawy regulującej kwestie wydobywania gazu łupkowego w Polsce. Pod tym względem rząd Tuska tkwi w dziwnym paraliżu już od 2011 roku. Taki paraliż jest korzystny dla rosyjskiego Gazpromu, który nie musi się obawiać, że w Polsce wyrośnie mu silna gazowa konkurencja. Nie musi się obawiać, że Polskie firmy mogłyby rozpocząć eksport wydobytego w naszym kraju gazu na Zachód Europy, czym spowodowałyby śmiertelne zagrożenie dla interesów gazowego giganta z Moskwy. Jeśli do tego doliczyć sprawę umorzenia 1,2 mld zł długu Gazpromu (dług był stwierdzony prawomocnym wyrokiem Federalnego Sądu Arbitrażowego w Moskwie), który kontrolowana przez Kreml spółka miała za przesył przez polskie terytorium gazu na Zachód Europy oraz długoterminową umowę na dostawy gazu do Polski, to honorowy order Bohatera Federacji Rosyjskiej Tuskowi należy się jak mało komu. Zabawnie to kontrastuje z tymi ostrymi słowami kierowanymi w stronę Putina, a jeszcze zabawniej w kontekście strategii bezpieczeństwa energetycznego.

Widząc to wszystko nie powinna nas dziwić  wypowiedź prof. Oriona Jędryska (byłego wiceministra środowiska i byłego głównego geologa kraju).

"Nie wiem co siedzi w głowie premiera Tuska, ale wiem, że to największy szkodnik w Polsce od czasów Jaruzelskiego. Tak oceniam jego działania. To, co dzieje się w gospodarce to tragedia. Nie było dotychczas człowieka, który działałby gorzej przeciwko Polsce."  

Dodam tylko, że nie jest to opinia 17 latka.                                                                     
Starszym ludziom powiem wprost: zacznijcie się interesować polityką. Odstawcie propagandowe kanały telewizyjne i poproście swego wnuczka by nauczył was obsługi Internetu. Następnie zapoznajcie się z waszymi pupilkami, polityką krajową, i geopolitycznymi posunięciami ogromnych stref wpływu otaczających nasz kraj. Gdy odrobicie już te zaległe lekcje, osiągniecie poziom oczytania waszych wnuków...to będzie oznaczało możliwość rozmowy o przyszłości Polski. Dialog z ramówką telewizyjną i prasą głównego ścieku nie ma najmniejszego sensu.  MY wiemy jak wygląda świat i wiemy, w jaki sposób go nam serwujecie.
Nie łykamy tego.


poniedziałek, 26 maja 2014

No i za nami głosowanie do PE.

Właśnie wybrzmiał oficjalny werdykt najwolniejszej PKW na świecie. Najpierw ci potem tamci. Troszkę śmierdząca sprawa, ale nie mój stragan i nie moje ryby. Niech te dwie pazerne baby, drą koty o miejsce przy korycie. Sukces jest niewątpliwie po naszej stronie. 

7,15% i 505 tysięcy ludzi oddających głos na Kongres Nowej Prawicy to zaledwie początek drogi, jaka przed nami. 
Już pojawiają się głosy o pierwszych dezerterach z upadających formacji, dokładnie to mówił kilka miesięcy temu JKM. Mam nadzieję, że góra z niezwykłą ostrożnością podejdzie do rodowodu tych spadochroniarzy.  Więcej może być kłopotu z takim farbowanym lisem niż pożytku, a elektorat mamy młody i bezkompromisowy. Młodzi ludzie obracając się w tym politycznym szambie wykształcili niezwykłą czułość na fałsz i zawirowania ideologiczne. Mam jednak nadzieję, że mądrość naszych liderów i tym razem nas nie zawiedzie. 
                                                   
                                                     Wróćmy jednak na nasze podwórko. 



W Elblągu postawiono na ludzi z miasta i na listach pojawił się Adrian Meger „2” i ja na „7”, jako mocny skład naszego oddziału. Dziś już bez ogródek mogę powiedzieć, że odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Uzyskaliśmy razem aż 540 głosów w Elblągu, a to daje drugi wynik za Jerzym Wcisłą (PO), który mocno idzie po prezydenta miasta uśmiechając się z każdego słupa i bilbordu. Nasza ilość głosów zdeklasowała również politycznego dinozaura, kandydata SLD-UP Władysława Mańkuta- ostatniego wojewody elbląskiego. Zebrał on  522 głosy.   

Głosy zebrane przez elbląskich kandydatów w całym okręgu numer 3: Warmińsko-Mazurskie/ Podlaskie, uzyskaliśmy aż : 2160 głosów, co również plasuje nas na drugiej pozycji za panem Wcisłą (PO) . Doskonały pomysł wystawienia duetu był kapitalnym narzędziem. Dodam, że nie posiadaliśmy środków na plakaty, ulotki czy bilbordy. Wszystko było nakręcane poprzez internet z wykorzystaniem naszych własnych pomysłów. Szczerość i autentyczność naszych postaci oraz to, co mówimy widać przebija się i trafia w serca młodych ludzi, którzy nie chcą takiego obrazu miasta i Polski. Mówimy jak jest i mamy pomysły jak to przełamać. To jest najważniejsze. Nie jest to tylko gadanina w celu zebrania głosów.                                                                                         
Ciekawe jak sukces KNP odbije się na lokalnym gruncie? Dotychczas traktowano nas z poziomu „smarkacza” i „internetowej grupy”. Mam nadzieję, że działacze naszego komunistyczno-pisowskiego miasta otrzymali czytelny przekaz.                                                 
Zbliżają się wybory do samorządu. Teraz będziemy mieli głos na przedstawienie swego programu.

Pomysłów na miasto, biznes, przemysł, na edukację i nowe miejsca pracy.        
Tak, Tak nasza wolnościowa myśl właśnie w tym rejonie może zdziałać cuda. Trzeba jednak zacząć kogoś słuchać, a nie unikać i nie odpisywać na listy i medialne zapytania.          
Zapowiada się ostra jazda- więc wszystkie ręce na pokład.

Na koniec chcę serdecznie podziękować wszystkim, którzy zaufali mej osobie. Bardzo dużo osób oddało na mnie głos z głębi regionu pomimo posiadania swego człowieka na liście. To wielki zaszczyt. Obiecuję, że napnę każdy możliwy mięsień, tak by udowodnić, że nie był to głos źle ulokowany. Podstawą mych kwalifikacji jest niezmiennie: uczciwość, wolność i czystość serca. 
Tego się będę trzymał- wszelkie tytuły i dyplomy są do nabycia za szeleszczące euro.


To dzięki WAM zaczyna się proces, który jest jak rozpędzona kula armatnia- nie do zatrzymania. Nadchodzą zmiany.

Pozdrawiam.

sobota, 17 maja 2014

Poznaj elblążan ubiegających się o mandat do PE: Michał Szydlarski


Oto wywiad z Info Elbląg każdy z kandydatów dostał takie same pytania. Jestem dugi po człowieku z PO J. Wcisła. Ciekawe zestawienie wyszło. Polecam przeczytać oba artykuły. Propaganda sukcesu kontra masakryczna szczerość.   


Oto link do wypocin pana Wcisły: http://info.elblag.pl/9,36102,Poznaj-elblazan-ubiegajacych-sie-o-mandat-do-PE-Jerzy-Wcisla-PO.html

A to moje odpowiedzi na te same pytania:

Dlaczego zdecydował się Pan wystartować w wyborach do Parlamentu Europejskiego?

Powiem szczerze, nie pakuję walizek do Brukseli.  Z naszego okręgu „3” do zdobycia są dwa mandaty, chętnych na sowitą wypłatę na poziomie 40.000 złotych jest wielu. O intencjach osób kandydujących nie będę się wypowiadał, bowiem rozliczą ich wyborcy, w których przebudzenie mocno wierzę. Kongres Nowej Prawicy należy do ugrupowania Unio-Sceptycznego, więc start w tych wyborach traktuję, jako możliwość naświetlenia ludziom, czym jest Unia Europejska. Rząd operuje niezliczonymi środkami na promocję sukcesu w telewizji i gazetach, w rzeczywistości jest to upadek cywilizacji zachodniej.  Nakręciłem dwa krótkie filmy, ( które nie kosztowały podatnika nawet złotówki) pierwszy jest o lobbingu korporacji, jaki odbywa się na brukselskich salonach. To podstawowy element rozbioru i upadku naszej gospodarki, która ma pełnić rolę skansenu Europy przeżerającego zachodnie produkty. Drugi film jest o regulacjach unijnych dotyczących medycyny naturalnej i żywności ekologicznej. Bruksela odbierze nam wszelką możliwość samostanowienia w imię interesów potężnych farmaceutycznych korporacji. Dlatego właśnie zdecydowałem się dać swoja twarz i nazwisko na plakat w tych wyborach. Bierność ludzi jest wszechobecna, ich wiedza o sposobach rozgrywania dzisiejszego świata jest na równie niskim poziomie. Ta niewiedza jest właśnie mandatem dla rządzących nami polityków. Postanowiłem coś zmienić, zawalczyć. W świetle tych wyborów znaleźć 5 minut na przekaz, który może nakłoni, choć jedną osobę do poszukiwania prawdy. To moja misja. 

Nie wszystkie partie zdecydowały się umieścić na swoich listach elblążan, a te, które to zrobiły nie obstawiły nimi pierwszych miejsc.
Jak Pan myśli, dlaczego?

Nam Elbląg wydaje się wszystkim.  Puszczamy w niepamięć wiele rozczarowań, jakie daje nam codzienne zmaganie się z realiami naszego Elbląga- Kochamy to miasto. Politycy z czołowych komitetów widzą zaś tylko słupki poparcia i statystyki. Jak i gdzie ulokować lojalnego przyjaciela, który zagłosuje bez zastanowienia jak mu wódz partyjny karze. Kongres Nowej Prawicy jest jedynym komitetem, który postawił na autentyczność ludzi czystych od brudów polityki. Z Elbląga, jako jedyni „walczymy” we dwójkę na liście numer 7. Olsztyn dostał jedynkę, jednak powiedzmy sobie szczerze czy człowiek z zewnątrz porównujący oba miasta – postawi na Elbląg?                                                 Osobiście bardzo bym chciał, by tak było.

Jak Pan ocenia swoje miejsce na liście? Jest Pan z niego zadowolony?

Choć nie wypada o tym mówić- jestem skromną osobą i nie mam parcia na polityczne szkło. Zależy mi na pozytywnym działaniu na rzecz wolności i godnego życia. Mam miejsce 7 na liście numer 7. Czy można być niezadowolonym z takiego miejsca? Dodatkowo moje miasto obchodzi 777 lecie nadania praw miejskich. Myślę, że cyfra 7 to bardzo szczęśliwa wróżba na przyszłość.

Czy może Pan podać przykład, w którym europarlamentarzysta zrobił coś dla naszego miasta?

Nie ma takiego przykładu. W Europarlamencie wybraniec ludu nie ma najmniejszego wpływu na stanowione prawo i regulacje UE. Fasada propagandy stworzyła opinię, że Polacy idą tam coś zmienić. Ludzie, którzy są na szczycie władzy jak Manuel Barroso czy Lady Aschton są niewybieralni, są powoływani.  To oni decydują o kształcie dzisiejszej Europy. Zresztą proszę spytać samych zainteresowanych, którzy po raz kolejny tłoczą się przy drzwiach Europarlamentu. W populistycznych obietnicach zapewne będą bardzo mocni, jednak w czynach „zero”. Podpisać się o ósmej rano w Brukseli i pierwszym samolotem na koszt podatnika wrócić do kraju. Tak to wygląda. Stworzono mechanizm, w którym eurodeputowany jest tak obwarowany możliwościami legalnego gromadzenia fortuny, że działalność polityczna jest nieistotna, a nawet niemożliwa do realizacji z racji pogoni za rozdawanym euro. Tak to sprytnie wymyślono. Prawo przechodzi bokiem w osobnym pokoju, gdzie wielcy Europy tasują karty razem z bankierami i prezesami wielkich korporacji. Smutne, ale prawdziwe.  

Co, gdyby wygrał Pan wybory, mógłby Pan zrobić dla Elbląga?

Niestety tak jak napisałem wyżej w kwestii zmian na forum Parlamentu Europejskiego. 
Nic. Pomimo najszczerszych chęci. Zapewne inni kandydaci zaczną powoływać się na zmiany zrealizowane za kłamliwie darmowe środki z funduszu strukturalnego UE. Nasz elektorat na szczęście mocno stąpa po ziemi i dobrze liczy wpłacane na konto Brukseli składki polskie. Dopłacamy do tych zmian i każdy, kto mówi inaczej, zaklina niczym zły Dżin rzeczywistość naszego kraju. Ludzie widząc powierzchowność inwestycji nie znają realnych kosztów poniesionych przez podatnika i jego następne pokolenia.                                                                                                                                                   Natomiast puszczając wodze fantazji. W ramach środków pozyskanych z pensji europosła utworzyłbym konkurs na trzech najlepszych elbląskich przedsiębiorców. Potem zacząłbym budowanie wokół tych produktów rozpoznawalnej marki powiązanej ściśle z miastem. Kolejnym krokiem było by zabranie trzech prezesów elbląskich firm w kuluary Parlamentu Europejskiego by tam razem z partiami współpracującymi z Kongresem Nowej Prawicy porozmawiać o planach budowy nowego szlaku handlowego. Myślę, że wspólnota innych miast, z których pochodzą zaprzyjaźnieni unio-sceptycy może dać wiele więcej, niż obiecanie przed kamerami największej głupoty.

Od frekwencji zależy ilu elblążan będzie miało szanse zasiąść w PE.
Jak Pan myśli, ilu mieszkańców naszego miasta pójdzie zagłosować?

Liczę na pospolite ruszenie ludzi młodych. Kongresowi Nowej Prawicy zarzuca się wykorzystanie mody na partie prawicowe w rzekomo silnej Europie. Ja powiem inaczej. Nasza siła i skok poparcia, nie bierze się z mody. To jest desperacki krzyk ludzi młodych i tych, nazywanych zdradzonym pokoleniem. Zostali w kraju, są wykształceni, zobaczyli na zmywaku jak działa Europa równych szans i właśnie oni podniosą rękę za nami. Wszystko już było, politycy tasują się na stołkach tworząc nowe kolory ugrupowań. Jedyną zmianą jest stan konta posłów i ministrów. Polska się cofa. Zawsze było tak, że PO i PIS prześlizgiwało się przy minimalnej frekwencji. Przez 30 lat wmówiono Polakom, że wybory nic nie zmieniają. I oni w to uwierzyli, brzydzą się polityką. O ile wiem z naszego regionu są dwa mandaty do europarlamentu. Czas pokaże, ale on działa na naszą korzyść. Kolejne afery rządzących i udawanej opozycji odsłaniają prawdę. To proces, który nie ma awaryjnego hamulca. Młodość to energia i bunt. Politycy zlekceważyli nas.  Pomyśleli, że wystarczająca ilość wyjechała z kraju zostawiając, za sobą bezradny folwark. To wielki błąd. Jestem dobrej myśli.

Przekop Mierzei i droga bezpośrednia do Trójmiasta to typowe "wabiki" dla wyborców. Czy Pan deklaruje podjęcie kroków w tych sprawach?

Przekop to słowo klucz w elbląskiej polityce. To istny poganiacz słupków poparcia, który sprawia że polityk zdaje się człowiekiem czynu i kimś kto bardzo troszczy się o miasto. Postawmy sobie pytane, dlaczego ten przekop nie istnieje od dawna? Kto decyduje o takim projekcie? Radny? Prezydent Elbląga? Europoseł? Przekop mierzei przy zawyżonych cenach wyceniono na 700 milionów. Stadion narodowy kosztował prawie 2 MILIARDY!!! To bardzo wiele wyjaśnia, pokazując, że przekop to nie wynik braku środków, a braku dobrej woli. Obecnie poprzez Ukrainę troszkę zmieniło się rozplanowanie na światowej szachownicy. Poprzez nasze granice będą realizowane nowe cele i całkiem możliwe, że pozwolą nam zrobić przekop. Lecz po cyrku, jaki odstawili nasi politycy na Majdanie na handel z Rosjanami nie liczmy. 
Może Szwedzi? 
Zdecydowanie odcinam się od tego odgrzewanego kotleta.


Z Michałem Szydlarskim rozmawiała  Kamila Jabłonowska


czwartek, 1 maja 2014

Prawda i fałsz o dotacjach z UE


W związku z zalewem propagandy, jaka płynie z mediów głównego ścieku postanowiłem zamieścić na blogu materiał pana Tomasza Cukiernika na temat europejskiego snu. Materiał jest obszerny jednak nie czytałam lepiej zestawionego przedstawienia tej machiny wyzysku, jaką jest UE. Naprawdę wiele bym dał widząc minę jakiegoś działacza PO czytającego ten wpis. Ten świat, ich świat jest zbudowany na totalnym kłamstwie. 
Polecam.  

Z funduszy przedakcesyjnych (PHARE, SAPARD, ISPA) Polska otrzymała ok. 6 mld euro, a w latach 2004-06 – ok. 10 mld euro. Łącznie w latach 2007-13 Polska ma otrzymać 91 mld euro dotacji:
1. Dotacje strukturalne – 59,5 mld euro (uwzględniając inflację – ok. 67 mld euro):
·        16 Regionalnych Programów Operacyjnych (15,9 mld euro),
·        Programy Operacyjne Europejskiej Współpracy Terytorialnej (0,6 mld euro),
·        5 ogólnokrajowych programów operacyjnych:
Infrastruktura i Środowisko (21,3 mld euro),
Kapitał Ludzki (8,1 mld euro),
Innowacyjna Gospodarka (7 mld euro),
Rozwój Polski Wschodniej (2,2 mld euro),
Pomoc Techniczna (0,2 mld euro).
2.      Dotacje w ramach Wspólnej Polityki Rolnej (27 mld euro)
3.      Pozostałe: Strategia Lizbońska, ochrona granic, wymiar sprawiedliwości (4,5 mld euro)
I.                   Dotacje to koszty
1. Składka unijna Polski w latach 2007-13, zakładając roczny wzrost PKB na poziomie niecałych 5%, wyniesie 22 mld euro.
Na składkę składają się:
opłaty rolne i cukrowe (75 proc. od wartości opłat rolnych i cukrowych pobranych przez państwa członkowskie),
cła (75 proc. pobranych przez państwa członkowskie opłat celnych),
wpłaty oparte na przychodach z tytułu VAT. Jako podstawa do naliczenia wpłaty służy całkowity przychód z tytułu VAT uzyskany przez państwo członkowskie, po podzieleniu przez średnioważona stawkę VAT. Do budżetu UE przekazuje się określony przez tzw. „jednolitą stawkę VAT” procent tej podstawy, lub – jeśli jest ona wyższa niż 50% DNB danego kraju – wartość określoną na poziomie 50% DNB.
- bezpośrednie wpłaty członkowskie liczone jako część Dochodu Narodowego Brutto – (uzupełniające źródło dochodów UE: państwa członkowskie płacą proporcjonalne do ich udziału w Dochodzie Narodowym Brutto Unii Europejskiej).
Dodatkowo wpłaty do Europejskiego Banku Inwestycyjnego osiągną kwotę 0,6 mld euro, co daje razem 22,6 mld euro, czyli 25% wartości wszystkich dotacji z UE w omawianym okresie.
2. Koszty biurokracji
Można rozróżnić 3 szczeble zarządzania dotacjami w Polsce:
-         instytucje zarządzające – MRR (5 komórek) (pracuje 550 urzędników i w 2006 r. miało budżet w wysokości 380 mln zł) + 16 urzędów marszałkowskich + Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi
-         instytucje pośredniczące – w zależności od programu, np. różni ministrowie (Środowiska, Transportu, Gospodarki, Kultury, Zdrowia, Nauki, Pracy i Polityki Społecznej, MEN, MSWiA), wojewódzkie urzędy pracy – 49
-         instytucje wdrażające (78), np. Agencja Rozwoju Przemysłu, PARP, GARR, MARR, NFOŚiGW, PAIiIZ, POT, kuratoria oświaty, ARiMR, Agencja Rynku Rolnego itp.
-         nowe instytucje, które mają szansę dołączyć do systemu, np. organizacje pozarządowe, agencje rozwoju, ośrodki wspierania przedsiębiorczości
Ponadto:
-         Instytucje Certyfikujące – oddzielna komórka w MRR + urzędy wojewódzkie
-         Instytucja Audytowa – Generalny Inspektor Kontroli Skarbowej w ramach MF + Komitet Audytu i Kontroli Funduszy Strukturalnych i Funduszu Spójności w MRR
-         Instytucja Płatnicza – Ministerstwo Finansów; System Informatyczny Monitorowania i Kontroli Finansowej Funduszy Strukturalnych i Funduszu Spójności, który do tej pory kosztował już ponad 12 mln zł, a mimo to nadal myli się w obliczeniach + ARiMR
-         Budżety ARiMR (posiada 16 Oddziałów Regionalnych i 314 Biur Powiatowych; do obsługi systemu IACS, który jest częścią WPR, znalazło zatrudnienie około 5 tys. nowych urzędników, a koszt budowy tego systemu w latach 1999–2005 wyniósł 4 mld zł) i ARR, których głównym zadaniem jest wdrażanie unijnej polityki rolnej, wynoszą łącznie 1,5 mld zł.
-         instytucje, agencje, firmy, które zajmują się przygotowaniem wniosków
-         urzędy samorządowe i firmy, które aplikują (w których zatrudnionych jest od kilku do kilkudziesięciu osób tylko do tego celu).
-         169 punktów informacyjnych o UE (nie licząc szkół, uczelni, urzędów, fundacji i stowarzyszeń, które zajmują się dotacjami niejako dodatkowo), w tym regionalne, powiatowe i gminne centra informacji europejskiej i 22 oddziały Europe Direct.
-         inne urzędy związane z UE: Urząd Komitetu Integracji Europejskiej, który w 2005 r. miał budżet w wysokości 65 mln zł; w sprawach związanych z UE zbierają się takie ciała, jak Komitet Europejski Rady Ministrów czy Komitet Integracji Europejskiej; eurodeputowani i innych urzędnicy delegowani do UE; biura poszczególnych województw w Brukseli.
W Polsce 1 urzędnik przypada na 1 milion euro unijnych funduszy, tymczasem UE zaleca, by na każdy milion przypadało 2,5 urzędnika. MRR przyjęło plan znacznego zwiększenia liczby urzędników, szkoleń oraz wynagrodzeń dla urzędników zajmujących się dotacjami. Chce zwiększyć zatrudnienie w urzędach wojewódzkich – z obecnych 1812 osób dziś obsługujących projekty unijne do ok. 2700osób w 2008 r. oraz w urzędach marszałkowskich – z obecnych 1242 do ok. 4300 osób, czyli wzrost zatrudnienia o 130% (3054 → 7000). Np. Departament Funduszy Strukturalnych w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Małopolskiego zatrudnia 47 osób.
Aby istniała możliwość absorpcji dotacji, na szczeblu krajowym zaistniała konieczność tworzenia programów typu Narodowa Strategia Spójności – Narodowe Strategiczne Ramy Odniesienia na lata 2007-13, Strategia Rozwoju Kraju 2007-15, Narodowa Strategia Rozwoju Regionalnego 2007-13 i Programy Operacyjne 2007-13. Dodatkowo na podstawie powyższych dokumentów samorządy wojewódzkie tworzą kolejną makulaturę w postaci wieloletnich planów, jak np. Zintegrowany Program Wojewódzki dla województwa dolnośląskiego na lata 2007-2013. Program Rozwoju Obszarów Wiejskich 2007-13 przygotowuje Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. ARiMR musi przygotować i wysłać do rolników dokumenty i formularze o łącznej objętości 68 mln stron (pliki zajmują 6,5 tys. GB pamięci).
Urzędnicy na różnych szczeblach tam i z powrotem sprawdzają te same wnioski. Dla beneficjentów są tworzone informatory o dotacjach, np. MRR publikuje broszury, płyty CD, tworzy strony internetowe. Ministerstwo Gospodarki „w celu zapewnienia jak najlepszego przygotowania polskich beneficjentów do korzystania z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego i Funduszu Spójności” uruchomiłoInternetowy System Ewidencji Kart Projektów. Urzędy marszałkowskie wydają dokumenty typu Podręcznik wdrażania Regionalnego Programu Operacyjnegoprognozy oddziaływania na środowisko RPO czy bazy projektów Partner. Organizuje się konferencje ikonsultacje na poziomie województw i powiatów. Np. w województwie śląskim w ciągu 3 miesięcy odbyło się 41 spotkań dotyczących konsultacji RPO, podczas których 100-300 osób traciło po pół dnia.
A przecież centralne planowanie już w Polsce było przerabiane – z wiadomym skutkiem. Osoby tam pracujące (w wielu przypadkach wykształcone i inteligentne) mogłyby wykonywać pracę w sektorze prywatnym, dzięki której następowałby wzrost, a nie konsumpcja PKB. Szacuję wydatki na cele urzędnicze związane z obsługą dotacji unijnych na poziomie 7% (6,5 mld euro).
3. Koszt sporządzania projektów
Jak podał prezydent dużego miasta aglomeracji górnośląskiej koszt przygotowania jednego wniosku o dotację wynosi 100 tys. zł, więc średnio pochłania 15% wartości projektu, czyli w latach 2007-13 aż13,5 mld euro zostanie wydane na samo przygotowanie projektów. Jak podała pani Grażyna Gęsicka, MRR, w ramach dotacji unijnych na lata 2004-06 zakwalifikowało się do tej pory 60 tys. projektów na 80% przyznanych środków.
Z praktyki Sektorowego Programu Operacyjnego Wzrost Konkurencyjności Przedsiębiorstw na lata 2004-06, którego instytucją wdrażającą jest ARP, wynika, że odrzucanych jest 54% wniosków o dotację. Jeśli podobny odsetek wniosków o dotacje będzie odrzucanych w latach 2007-13, to koszt przygotowania odrzuconych projektów wyniesie 16 mld euro, czyli 17,5% całkowitej wartości wszystkich unijnych dotacji. Oznacza to, że w latach 2007-13 powstanie astronomiczna ilość1,15 mln wniosków (ponad 200 stron każdy), z czego 530 tys. zostanie zrealizowanych, nie licząc10 mln wniosków o płatności bezpośrednie dla rolnictwa (w każdym 25 załączników). Gdzie są ekolodzy? Nie protestują przeciwko wycinaniu lasów na te papiery? Anegdotyczne jest to, że wniosek może zostać odrzucony nawet za nieodpowiedni kolor długopisu użytego do podpisu.
Przygotowywanie wniosków o dotacje jest całkowicie nieproduktywne. Tony formularzy i dokumentów nie powodują zwiększania dochodu narodowego, a jedynie stratę czasu, surowców i pieniędzy.
4. Krajowe finansowanie
Ogromne są również koszty prefinansowania unijnych projektów realizowanych przez jednostki sektora finansów publicznych. W 2006 r. zostanie wydanych na ten cel 13,4 mld zł, z czego 30% nie zostanie zwrócone. Daje to wskaźnik 16% wartości całości funduszy strukturalnych i Funduszu Spójności. Dla Wspólnej Polityki Rolnej strata w prefinansowaniu wyniesie ponad 6% wartości unijnych funduszy dla rolnictwa. Biorąc pod uwagę te wskaźniki, w latach 2007-13 naprefinansowanie z polskiego budżetu zostanie bezzwrotnie wydanych 13% całości środków przekazanych z UE w tym okresie, czyli 12 mld euro.
Zgodnie z projektem Strategii Rozwoju Kraju, przygotowanym przez MRR, w latach 2007-13 Polska ze środków publicznych wyda na współfinansowanie dotacji unijnych 16,3 mld euro, czyli 18% wartości całkowitej tych dotacji. Pieniądze te będą pochodziły z budżetu państwa i jednostek samorządu terytorialnego, a także Funduszu Pracy, PFRON i Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Dodatkowo podmioty prywatne wydadzą na współfinansowanie projektów 19,9 mld euro, czyli 22% wartości unijnych dotacji w tych latach.
Nie można zapominać o fakcie, że zarówno już zadłużone gminy, jak i państwo nie mają pieniędzy na współfinansowanie i prefinansowanie niepotrzebnych projektów, na które zaciągają kolejne kredyty, jeszcze bardziej się zadłużając, tylko po to, by otrzymać dotację. Miasta i gminy (np. Poznań) wypuszczają obligacje komunalne, aby mieć pieniądze na współfinansowanie projektów. W ten sposób samorządy, mając już deficyty budżetowe, wpadają w niekończącą się spiralę zadłużeniową. W ramach funduszu PHARE przedsiębiorstwa, które chciały dostać dotację musiały obligatoryjnie zaciągać kredyty bankowe w określonej wysokości (np. w przypadku Funduszu Dotacji Inwestycyjnych – min. 25% inwestycji), co w skrajnej sytuacji mogło doprowadzić niektóre firmy do niewypłacalności i bankructwa. Ponadto dotacje są w rzeczywistości refundacjami. Całość inwestycji trzeba najpierw samemu sfinansować, a dopiero potem zwracana jest część kosztów inwestycji.
5. Podsumowanie kosztów
Po dodaniu wszystkich wydatków strony polskiej związanych z pozyskiwaniem dotacji w latach 2007-13 otrzymujemy kwotę w wysokości 106,8 mld euro, czyli 117,5% wartości wszystkich dotacji, które mają zostać przekazane Polsce z UE! Tak więc koszty poniesione przez polską gospodarkę i sektor publiczny o 17,5% przewyższają ten „ogromny deszcz unijnych pieniędzy”. Statystyczny Polak w latach 2007-13 wyda średnio 1606 zł rocznie tylko po to, aby otrzymać 1368 zł, czyli dołoży do interesu 238 zł rocznie! Tymczasem cała ta hucpa z dotacjami ma niezwykle silneprzesłanie propagandowe: Unia za darmo rozdaje pieniądze. Temu celowi służą też tablice informacyjne umieszczane przy wszystkich inwestycjach współfinansowanych przez Brukselę.
Jednak to nie koniec złych wiadomości. Nie można przecież zapomnieć o wysiłku finansowym, związanym z przygotowywaniem się do integracji. W 2004 r. Polska musiała wpłacić do Europejskiego Banku Centralnego ponad 20 mln euro. Z kolei jak poinformował Radosław Żołnierzak, członek zarządu PKP, firma szacuje na 25 mld zł koszt działań przygotowawczych, które wynikają z wejścia Polski do UE. Pełnych wydatków wynikających z integracji chyba nikt do tej pory dokładnie nie policzył. Niektóre kalkulacje podają, że koszty dostosowania polskich przedsiębiorstw i administracji do prawa i standardów UE pochłonęły 15 mld euro w ciągu 15 lat. Samo Ministerstwo Środowiska szacowało, że w latach 2000-10 Polska ze środków krajowych wyda na ochronę środowiska w związku z przystosowywaniem się do wymogów Unii 30 mld euro, czyli więcej niż połowa rocznego budżetu. Jak powiedział komisarz Gunter Veheugen, przestrzeganie unijnych regulacji kosztuje przedsiębiorców 600 mld euro rocznie. Jeśli przyjąć, że Polska wytwarza 2% PKB UE, to radosna twórczość unijnych biurokratów kosztuje polskich przedsiębiorców 12 mld euro rocznie. Niewielką sumą przy tym jest 19 mln zł, które Polska musi wydać na wprowadzenie nowych paszportów biometrycznych, aby były one zgodne z odpowiednią dyrektywą UE. A ile kosztowała polskiego podatnika propaganda przed unijnym referendum?
Należy mieć również na uwadze możliwości nakładania kar finansowych na Polskę, w przypadku niestosowania się do unijnych, często bzdurnych przepisów (wg stanu na koniec stycznia 2007 r. Polska przekroczyła terminy wdrożenia 27 dyrektyw). Już w 2006 r. nasi rolnicy zapłacą Unii 89 mln zł za pracowitość i efektywność, a konkretnie za przekroczenie absurdalnego limitu produkcji mleka. To doprawdy chichot historii, znaleźć się w towarzystwie, które karze za wydajność, a nie za lenistwo i nieróbstwo. Jakie to demoralizujące! Tymczasem Polsce grozi również kara za „niezharmonizowanie” podatków w kwestii wysokości VAT-u na pieluchy dziecięce, który powinien zostać podwyższony z 7% do 22%. Należy pominąć milczeniem fakt, że jeśli władze na szczeblu międzynarodowym zajmują się pieluchami dla dzieci (i oscypkami), to świadczy to o całkowitej degrengoladzie cywilizacyjnej. Z biegiem czasu tych niedorzecznych kar z pewnością będzie coraz więcej.

Bilans dotacji unijnych w latach 2007-13

Lp.
Pozycja
mld euro
% dotacji
IDotacje z UE
91
100
1.Fundusze strukturalne i spójnościowe
59,5
65,5
2.Dotacje do rolnictwa
27
29,5
3.Pozostałe
4,5
5
IIWydatki po stronie polskiej
106,8
117,5
1.Składka unijna
22,6
25
2.Koszty biurokracji
6,5
7
3.Koszty przygotowania wniosków przyjętych
13,5
15
4.Koszty przygotowania wniosków odrzuconych
16
17,5
5.Prefinansowanie projektów
12
13
6.Współfinansowanie ze środków publicznych
16,3
18
7.Współfinansowanie ze środków prywatnych
19,9
22
IIIBilans
-15,8
-17,5
Obliczenia własne przy założeniach, że kurs euro jest na poziomie 4 zł i że dotacje zostaną wykorzystane w 100%, co jest w praktyce niemożliwe, czyli sytuacja będzie jeszcze bardziej niekorzystna dla Polski.


II. Dotacje to ingerencja w rynek

Ogółem unijny rynek wewnętrzny regulowany jest 1634 dyrektywami i 602 rozporządzeniami. Opisują one w najdrobniejszych szczegółach funkcjonowanie czterech fundamentalnych swobód UE: przepływu osób, towarów, kapitałów i usług.
1. Dotacje spowodują uzależnienie polskich przedsiębiorstw od unijnej biurokracji. Dr Mariusz Salamon w materiałach szkoleniowych dla polskich przedsiębiorców pod tytułem „Dotacje unijne dla firm” pisze: „jeśli o coś prosisz będziesz uległy wobec tego, kto daje, musisz zaaprobować jego system, określony schemat działania” i ostrzega: „niepokorni nie dostaną nic”. Według autora UE rozdaje pieniądze, bo załatwia własne interesy: „chce opanować rynek, a żeby był podatny, trzeba weń zainwestować, urobić sobie konsumentów i uczynić ich podatnymi na wpływ unijny (dając pieniądze, narzędzia, pracę)”. W zamian za swoje pieniądze Unia oczekuje „uzależnienia rynku i ustrukturyzowania go w sposób, który ułatwi jej penetrację; wdzięczności potencjalnych konsumentów (a aktualnych beneficjantów); społeczeństwa bardziej konsumpcyjnego (nazywa się je demokratycznym)”. Firmy przez 5 lat nie mogą zmienić typu produkcji, na który otrzymały dotację.
2. Inwestycje za państwowe pieniądze są zwykle nietrafione. Gdyby były one opłacalne to prywatni przedsiębiorcy, wietrząc możliwość zysku, dużo wcześniej sami podjęliby ryzyko danej inwestycji. – Środki unijne uzyskują te projekty, które są najsprawniejsze formalnie, a nie te, które mają największą wartość merytoryczną – powiedziała Marzena Chmielewska, przedstawicielka PKPP „Lewiatan”. Jak twierdził Krzysztof Dzierżawski, „nagromadzenie inwestycji chybionych jest najczęstszą przyczyną kryzysów gospodarczych”. Tymczasem dotacje powodują marnotrawstwo na wielką skalę. Doskonałym przykładem są choćby oczyszczalnie ścieków wybudowane w Belgii, Hiszpanii czy Włoszech za pieniądze z Brukseli: nie odpowiadają wymaganym normom, są za małe lub za duże w stosunku do potrzeb, nie są w ogóle używane z powodu braku przyłączy do sieci kanalizacyjnych lub energetycznych, budowa przedłuża się o wiele lat, koszty inwestycji wzrastają o kilkaset procent. Jak twierdzą niemieccy autorzy książki „Banany dla Brukseli”: „wyniki kontroli pewnych badań pokazują, że środki publiczne obciążające podatników w UE i państwach członkowskich są błędnie inwestowane”. Ponadto jak twierdzi amerykański ekonomista Henry Hazlitt, skutkiem subwencji jest to, „że kapitał i pracę wyprowadza się z przemysłów, w których mogą pracować bardziej wydajnie, a kieruje do przemysłu, w którym są mniej efektywne. Wytwarza się mniej bogactwa. Przeciętny standard życia obniża się w porównaniu z tym, jaki byłby możliwy”.
3. W Polsce w dużej mierze beneficjentami unijnej pomocy są podmioty publiczne, takie jak jednostki samorządu terytorialnego, ich stowarzyszenia i związki, urzędy państwowe, np. ministerstwa czy urzędy pracy, szkoły wyższe, agencje rozwoju regionalnego, w których swoje udziały mają jednostki samorządu terytorialnego, państwowe agencje czy spółki skarbu państwa. Jest to wyraźny sygnał, że to właśnie urzędnicy, a nie podmioty prywatne, powinny się zajmować inwestycjami, mimo oczywistych wad takiego rozwiązania. Według prawa sformułowanego przez amerykańskiego profesora Emmanuela Savasa „sektor prywatny jest zawsze dwa razy tańszy niż sektor publiczny przy wykonywaniu tych samych prac w służbie publicznej”.
4. Dotacje do inwestycji mogą powodować zmianę istoty samej inwestycji. Gdyby nie istniały fundusze, to prywatni przedsiębiorcy lokowaliby swoje pieniądze w inne przedsięwzięcia, prawdopodobnie bardziej efektywne i produktywne. Jak uważają analitycy ekonomiczni z holenderskiego Tinbergen Institute fundusze unijne są inwestowane w specyficzne projekty, takie jak zwiększanie wartości kulturalnych czy środowiskowych, które niekonieczne powodują wzrost gospodarczy. Ponadto, podobnie jak różnorakie ulgi i odpisy podatkowe, państwowe fundusze nakłaniają firmy do kupowania konkretnych, niekoniecznie potrzebnych produktów.
5. Możliwość otrzymania dotacji opóźnia proces inwestycyjny. Samo opracowanie projektu nadającego się do dofinansowania może zabrać nawet kilkanaście miesięcy. Natomiast jak twierdzi Jerzy Kędzierki, wiceprezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, „od złożenia wniosku do wypłacenia pieniędzy [z funduszu ISPA] mijają średnio trzy lata”. Zaś według ekspertów Komisji Europejskiej jest jeszcze gorzej: „przygotowywanie wielu programów ciągnie się latami”. Samą inwestycję można rozpocząć dopiero po podpisaniu umowy o udzielenie dotacji, co następuje po zatwierdzeniu wniosku o udzielenie dotacji wraz z tzw. studium wykonalności projektu. Koszty poniesione przed podpisaniem umowy nie zostają zwrócone.
6. Firmy, które będą otrzymywały unijne dotacje będą stanowić nieuczciwą konkurencję wobec firm nie dotowanych, co pogorszy wyniki tych drugich, a może nawet spowodować wiele bankructw. Dzieje się tak dlatego, ponieważ dotowane przedsiębiorstwa mając niższe koszty działalności, mogą oferować swoje produkty i usługi po niższych cenach. Mechanizm ten działa podobnie jak w specjalnych strefach ekonomicznych, gdzie firmy są zwalniane z podatków dochodowych czy od nieruchomości. Niestety specjalne strefy ekonomiczne rozwijają się kosztem reszty kraju. Przedsiębiorcy przenoszą swoją działalność z innych rejonów do strefy, gdzie tworzą nowe miejsca pracy, równocześnie likwidując je gdzie indziej. „Transfer publicznych pieniędzy do przedsiębiorstw, zarówno publicznych jak i prywatnych, narusza fundamentalną zasadę równej konkurencji i w efekcie obniża efektywność alokacji kapitału” – napisano w „Czarnej liście barier dla przedsiębiorczości 2003” przygotowanej przez Polską Konfederację Pracodawców Prywatnych. Należy zaznaczyć, że jakiekolwiek dotacje nie mają nic wspólnego z wolnym rynkiem. Subsydia utrudniają rozwój wolnej konkurencji, ponieważ przedsiębiorstwa wolą walczyć o państwowe dofinansowanie niż z konkurentami na wolnym rynku, co pogarsza jakość ich usług i wyrobów oraz zwiększa cenę.
III. Dotacje to wywiad gospodarczy
We współczesnym obrocie gospodarczym pierwszorzędną rolę odgrywa informacja. Wywiady gospodarcze zarówno krajów jak i poszczególnych przedsiębiorstw poszukują m.in. danych o kondycji ekonomicznej firm, ich osiągnięciach technicznych, planowanych działaniach. Na tej podstawie podejmowane są strategiczne decyzje gospodarcze zarówno zarządów firm konkurencyjnych jak i podmiotów publicznych zajmujących się sprawami gospodarczymi. Tymczasem wystarczy bliżej przyjrzeć się wnioskom o dotacje z Unii Europejskiej dla podmiotów gospodarczych i załącznikom do tych wniosków, a oczywiste staje się, że cała ta hucpa z systemem dotacji unijnych służy oprócz propagandy głównie jednemu celowi: jest to najzwyczajniejsze szpiegostwo gospodarcze.
Większość z tych bardzo szczegółowych informacji w normalnych wolnorynkowych warunkachnigdy nie są przez firmy przekazywane podmiotom zewnętrznym, szczególnie jeśli chodzi o ich planowanie inwestycyjne, prognozowanie swoich dochodów, zysków, zatrudnienia czy zwiększenia produkcji a także danych technicznych czy informacji o dostawcach i swoich klientach. Dzięki marnym ochłapom w postaci dotacji Bruksela wszystkie te informacje otrzymuje jak na tacy. Nie musi wydawać pieniędzy na opłacanie drogiego wywiadu gospodarczego, bo wszystkie informacje, jakie potrzebuje otrzyma dobrowolnie, bez specjalnych trudności i bez narażania się na jakiekolwiek oskarżenia o niecne zamiary. Z pewnością są one bazowane w jakimś centralnym systemie komputerowym, aby przedstawiały pełny obraz gospodarki kraju i pomagały w planowaniu i podejmowaniu strategicznych decyzji odnośnie aktualnej polityki gospodarczej realizowanej przez władze w Brukseli.
Jakich informacji domagają się zatem brukselscy urzędnicy od naiwnych polskich przedsiębiorców chcących otrzymać jałmużnę z kasy Unii Europejskiej? Praktycznie na każdy temat dotyczący tych firm oraz ich otoczenia rynkowego. Przede wszystkim informacje o firmie składającej wniosek – zarówno o obecnej jak i przeszłej oraz przede wszystkim przyszłej działalności. Odnośnie aktualnej działalności są to następujące dane:
1.      informacje ogólne o firmie
2.      przychody netto ze sprzedaży towarów, wyrobów, usług i operacji finansowych
3.      dane produkcyjne: wielkość produkcji w ostatnim r. obrotowym w ujęciu ilościowym i wartościowym z uwzględnieniem grup produktów i usług; struktura sprzedaży krajowej i eksportowej; szacunkowy udział w rynku, poziom sprzedaży dóbr i usług  z uwzględnieniem udziału w przychodach ogółem
4.      zasoby techniczne z uwzględnieniem rodzajów maszyn i urządzeń, r. produkcji i szacunkowej wartości
5.      zaplecze materiałowe i warunki lokalizacyjne
6.      zasoby osobowe: personel firmy oraz kadra kierownicza wraz z takimi informacjami jak wiek poszczególnych osób, wykształcenie, doświadczenie i stanowisko pracy
7.      dane finansowe: bilans z ostatnich dwóch lat, rachunek zysków i strat
Na temat przyszłej działalności firmy we wniosku o dotację koniecznie należy przedstawić:
1.      bilans na 6 kolejnych lat, prognozowany rachunek zysków i strat na 6 lat, prognoza rachunku przepływów środków pieniężnych na najbliższe 6 lat
2.      prognozowane przychody z działalności wnioskodawcy ze sprzedaży produktów, usług, materiałów i towarów w ciągu następnych 6 lat od daty ubiegania się o dotację nie związane z projektem
3.      koszty wnioskodawcy nie związane z realizacją projektu na kilka lat do przodu
4.      cena produktu wnioskodawcy i prognoza sprzedaży w ciągu najbliższych 5 lat
5.      likwidacja i tworzenie nowych miejsc pracy z podziałem na kobiety i mężczyzn
6.      opis planowanej działalności inwestycyjnej wnioskodawcy na 6 lat do przodu wraz z jej wartością w poszczególnych latach (w tym m.in.: specyfikacje techniczne maszyn i urządzeń, procesy techniczne produkcji, planowane efekty inwestycji, wskazanie wszystkich planowanych nakładów inwestycyjnych).
7.      ocena ewentualnego wpływu projektu na środowisko naturalne
Oprócz powyższych danych wnioskodawca musi zawrzeć w swoim projekcie także informacje na temat firm, z którymi współpracuje:
1.      aktualne i potencjalne źródła zaopatrzenia, procentowy udział różnych dostawców, ich wady i zalety
2.      charakterystykę warunków rynkowych, w których działa wnioskodawca oraz kształtowanie się rynku po otrzymaniu dotacji przez wnioskodawcę: określenie rynku, informacje o klientach i ich struktura, oczekiwania i potrzeby klientów, gdzie wzrasta popyt a gdzie maleje
Konieczne są również dane na temat firm konkurencyjnych wobec przedsiębiorstwa wnioskodawcy, takie jak: ich rynek, porównanie ofert z ofertami konkurencji, ocena konkurencji, porównanie siły rynkowej odnośnie jakości, ceny, reklamy, promocji, potencjału finansowego, grup klientów; reakcja konkurencji na uruchomienie projektu wnioskodawcy.
Wnioskodawca jest zobowiązany do przedstawiania rocznych i końcowych raportówmonitoringowych oraz raportów wykonawczych, dzięki czemu urzędnicy są szczegółowo poinformowani, co się dalej dzieje z firmą podczas i po zakończeniu inwestycji.
Ponadto wnioskodawca musi podpisać zobowiązanie do umożliwienia uprawnionym osobom wizytacji terenowej w miejscu realizacji projektu i wglądu w dokumentację. Tymi uprawnionymi osobami są przedstawiciele Regionalnych Instytucji Finansujących (są one wybierane w drodze konkursu lub wskazywane przez Zarząd Województwa i pełnią równocześnie funkcję Jednostek Kontraktujących), służb Komisji Europejskiej oraz Trybunału Obrachunkowego.
Dzięki tak szczegółowym informacjom brukselska biurokracja będzie miała pełny obraz gospodarki kraju i dane do prowadzenia planowania gospodarczego. Będzie wiedziała, gdzie może nałożyćdodatkowe obciążenia fiskalne i inne obowiązki a gdzie nie może, aby prowadzić własną politykę niekoniecznie korzystną dla beneficjantów dotacji. Posiadanie takich informacji może być bardzo niebezpieczną bronią: mogą one być wykorzystywane w celu zniszczenia firm, które mogą stać się konkurencyjne w stosunku do firm, którym sprzyjają brukselscy urzędnicy. Takie działania bezpośrednio prowadzą do całkowitego uzależnienia gospodarki od polityków i biurokracji w Brukseli, co w dalszej kolejności wiedzie w kierunku państwa totalitarnego. Ponadto tak dokładne i aktualne dane wraz z zamierzeniami rozwojowymi konkretnych firm będą wielką pokusą dla nieuczciwych przedsiębiorców, aby je wykraść i wykorzystać w celu wyprzedzenia lub zniszczenia konkurencji.
Należy także zwrócić uwagę na fakt, że skomplikowane czasami nieracjonalne wymogi formalnie (np. fakt, że wiosek musi być napisany na komputerze odpowiednią czcionką o odpowiedniej wielkości, nie może być pomyłki w kodzie interwencji, kolejne strony wniosku muszą być ponumerowane i parafowane, nawet jeśli jest to strona pusta) powodują, że łatwo odrzucić wniosek o dotację, a podane przez przedsiębiorstwo informacje zostają w rękach urzędników.
Otrzymanie unijnej dotacji w przyszłości z pewnością odbije się czkawką w nie jednej polskiej firmie, w której naiwni przedsiębiorcy wierzą, że ktoś da im coś za darmo nie oczekując niczego w zamian. Dotacje unijne spowodują dalsze uzależnienie polskiej gospodarki od arbitralnych, etatystycznych decyzji podejmowanych w Brukseli, która posiadając tak cenne informacje gospodarcze będzie jeszcze bardziej sterowała gospodarkami poszczególnych państw członkowskich. W ten sposób będzie sięugruntowywał socjalizm, a w raz z nim brak wzrostu gospodarczego i rozwój państwa socjalnego, co przekłada się bezpośrednio na bezrobocie, biedę, brak perspektyw i zwiększające się zadłużenie.

IV. Dotacje to tworzenie przestępstw i przestępców

Samo istnienie unijnych dotacji tworzy kolejny korupcjogenny styk na granicy polityki i gospodarki, co będzie skutkowało wieloma nowymi wielomilionowymi defraudacjami, sprzeniewierzeniami, malwersacjami, przy których afera Rywina będzie mało znaczącym epizodem. Oszustwa i wyłudzenia pieniędzy w ramach WPR czy dotacji eksportowych są w UE na porządku dziennym:
1) greccy rolnicy złożyli wnioski o dotacje do swoich upraw o powierzchni przekraczającej o 20% powierzchnię całego kraju.
2) inni unijni rolnicy wyłudzali subwencje do plastikowych drzewek oliwnych, które z helikoptera wyglądały jak prawdziwe.
3) polscy rybacy łowią więcej ryb niż pozwala im na to UE
4) Subwencje na szkolenia, ekspertyzy czy doradztwa wprost zachęcają do wyłudzeń unijnych środków pieniężnych – organizuje się je wyłącznie na papierze.
Sam program PHARE spotkał się z poważną krytyką i negatywną oceną za równo ze strony europejskiego Trybunału Obrachunkowego jak i dwukrotnie polskiej NIK. Wskazywano niegospodarność, rozrzutność, nepotyzm, łamanie prawa i inne rodzaje marnotrawstwa i przestępstw.
Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) od 2003 r. zajmował się 33 sprawami związanymi z wyłudzaniem środków z programu SAPARD. W 2005 r. zgłoszono 12076 nadużyć finansowych na kwotę ponad 1 mld euro. W 2004 r. MF przeprowadziło 96 kontroli dotyczących funduszu PHARE i 32 funduszu ISPA. W 40% przypadków wykryto nieprawidłowości. W 2006 r. u 11% kontrolowanych rolników wykryto nieprawidłowości. W 2007 r. kontrole obejmują 106 tys. spośród 1,5 mln rolników, którzy otrzymają dotacje. W CBŚ powołano specjalną komórkę wyłącznie do zwalczania nadużyć związanych z eurofunduszami.
V. Zagraniczne doświadczenia dotacyjne
1. NRD
To własna praca, a nie dotacje powodują dobrobyt. Dowodem na to są choćby ogromne dotacje dla byłej NRD, gdzie w kraju ludnościowo ponad trzy razy mniejszym niż Polska w ciągu 15 lat wpompowano1250 mld euro, czyli w przeliczeniu na 1 mieszkańca 70 razy więcej, niż planuje się przekazać naszemu krajowi, i skutki tego procederu są opłakane. Wschodnie landy Niemiec się wyludniają (spadek z 12,5 mln do 10 mln mieszkańców) i panuje wysokie bezrobocie i marazm gospodarczy.
2. Irlandia
Wbrew opinii większości polityków, nie jest prawdą, że dotacje unijne powodują szybszy wzrost gospodarczy, na co podaje się często przykład Irlandii. Z artykułu opublikowanego w magazynie Instytutu Katona w Waszyngtonie wynika wniosek wprost przeciwny. Dotacje unijne mogą opóźnić wzrost poprzez kierowanie zasobów do projektów publicznych, które mogłyby być lepiej wykorzystane przez sektor prywatny. Sektor publiczny nie jest w stanie efektywnie zarządzać pieniędzmi, ponieważ nie dotyczy go ekonomiczna kalkulacja zysków i strat. Urzędnicy nie wiedzą więc, które projekty inwestycyjne wygenerują największy wzrost, a nawet jeśli by wiedzieli, to i tak nie mają motywacji, aby właśnie te projekty promować. Co gorsza, niektórzy irlandzcy przedsiębiorcy porzucili działalność nakierowaną na zwiększenie efektywności i innowacyjności firm i swoje siły kierowali na pozyskiwanie dotacji. Powoduje to utratę zasobów zarówno materialnych, jak i osobowych, które mogłyby być wykorzystane na wytwarzanie produktów i usług dla konsumentów i zwiększenie wzrostu gospodarczego. Teorię potwierdzają fakty historyczne. W latach 1973-86 Irlandia otrzymywała dotacje unijne w wysokości 4% PKB i wtedy wzrost gospodarczy był na bardzo niskim poziomie, natomiast w latach 1995-2000, kiedy wzrost gospodarczy dochodził do 10%, dotacje wynosiły 3% PKB Irlandii. W 2000 r., kiedy unijne dotacje spadły do 1,84% PKB, wzrost wyniósł 11%.
Podsumowując, należy stwierdzić, że dotacje to nie jest działalność dobroczynna, tylko realizacja własnych interesów Unii. Niestety jest to polityka dla Polski i kosztowna, i nieefektywna. W latach 2007-13 Polska ma otrzymać ok. 13 mld euro dotacji rocznie, czyli ok. 5% PKB, a wyda na to ok. 15 mld euro rocznie, czyli 6% PKB. Oznacza to, że do tego interesu dołożymy 2 mld euro rocznie, czyli 1% PKB. Nie jest to tragedia, ale pieniądze te mogłyby zostać lepiej wykorzystane, bo fakty są takie, że żadne dotacje nie tworzą dobrobytu. Dobrobyt może zostać wykreowany dzięki odpowiedniej polityce gospodarczej, jak miała miejsce np. w Irlandii.
* Niniejszy wykład (wygłoszony 24.02.2007 r. w Nowym Sączu) został przygotowany na podstawie następujących artykułów Tomasza Cukiernika:
1) Plan anty-Marshalla, w: „Wprost” 2006, nr 39.
2) 10 powodów, dla których należy zrezygnować z unijnych dotacji , w: „Najwyższy CZAS!” 2003, nr 29-30.
3) Szpiegowskie dotacje, w: „Najwyższy CZAS!” 2004, nr 31-32.

Łączna liczba wyświetleń

Archiwum bloga