Na zaproszenia europosła pana Michała Marusika, wyróżnieni członkowie oddziałów, aktywni sympatycy i przedstawiciele kół, dostali szansę poznania mechanizmów Parlamentu Europejskiego, (który posiada dwie siedziby Bruksela-Strasburg) oraz Rady Europy z pobliskim budynkiem Trybunału Praw Człowieka. Pan Marusik, środki pozyskane w UE przeznacza na edukację oraz wspomaganie struktur krajowych. Piszę to ( bloger może więcej : ) głównie po to,by zamknąć usta tym wszystkim rozkrzyczanym pieniaczom mówiącym o pchaniu się do koryta ludzi z KNP. Podstawowy zarzut : Jesteście antyunijni, ale kasę bierzecie. Tak bierzemy i brać ją będziemy! Jest ona potrzebna, by edukować i otwierać ludziom oczy, by rosnąć w siłę i zbudować realny front mogący wpływać na zmiany w Polsce.
To trzeba jasno powiedzieć.
Tyle wstępu.
Ruszyliśmy z Polski autokarem więc mieliśmy możliwość podziwiania zmiany krajobrazu i dobrodziejstw piętrzących się za autobusową szybą. Przebywałem za granicami Polski wiele razy jednak możliwość przejechania trasy Polska-Francja miałem pierwszy raz.
Dojazd do niemieckiej granicy usypiał monotonią krajobrazu: pola, lasy, chaty, pola, nieużytki, las i tak po horyzont. Gdy tylko przekroczyliśmy umowną już granicę natychmiast zrobiło się bezpieczniej, autostrada pozwoliła oderwać wzrok od przedniej szyby autobusu.
Zakończyliśmy też etap wyprzedzania z drżącym sercem.
Pojawiły się setki wiatraków i plantacje słonecznej energii.
Niemal całą drogę przez Niemcy wypełnił widok fabryk, hal produkcyjnych setek firm znanych dzięki swym logo na cały świat. Mały wyjątek stanowiła Bawaria gdzie oglądaliśmy plantacje chmielu, rancza goniących koni, pastwiska wypełnione rogatym bydłem i masą owczej bieli. Jednak przez około 12 godzin jazdy krajobraz wypełniała po brzegi przedsiębiorczość kręcąca z niezwykłą mocą niemieckim PKB. Smutna i przygnębiająca sprawa, człowiek, który jedzie z kraju wygrywającego II WŚ, widzi prawdziwego zwycięzcę i pana Europy. Mam pełną świadomość faktu, że trasa omija wielkie miasta tranzytem, a firmy nie istnieją tylko przy autostradach. Dopada nas marazm i sięgamy do plecaka po ostatnie krajowe piwo. Moim marzeniem jest to, by Polska posiadała taką ilość firm i fabryk zebranych tylko przy tej trasie.
(z racji zachmurzenia i zdjęć w ruchu moje zdjęcie nie wyszło - to jedna z setek firm, które mijaliśmy)
Wszystko co kupujemy w 80% jest wytworzone w Niemczech. Zaczynając od chemii, słodyczy na szrotach samochodowych kończąc. Najgorszym autem mijanym na trasie był Golf IV, a ceny na stacjach benzynowych, są identyczne jak nasze. Niemiec nie jest zmuszony do liczenia w nieskończoność swych pieniędzy w kieszeni. On wie ile zarabia. My liczymy i zaciskamy zęby wiedząc, że nasze wypłaty można zmieścić w dwóch banknotach euro.
FRANCJA
Posiłek. Hotel o dwóch gwiazdkach zaskakuje czystością i wyposażeniem. Integrujemy szeregi ;) i dajemy sobie kilka godzin wypoczynku. Od rana czeka nas intensywny dzień pełen wrażeń.
GÓRA ŚW. OTYLII (MONT SAINTE-ODILE)
Autokar wąskimi drogami wspiął się na 763 metry n.p.m ukazując niezwykły klasztor osadzony na skałach Alzacji. Miejsce stanowi od wieków cel licznych pielgrzymek chrześcijan nie tylko z Francji, ale i z całego świata. Klasztor kilkakrotnie odwiedzał Jan Paweł II wykorzystując aurę niezwykłego miejsca do modlitwy i kontemplacji. Miejsce poświęcone jest dziewczynce urodzonej około 662 roku. Dziecko przyszło na świat niewidome i niezwykle szpetne. Po udzieleniu chrztu i namaszczeniu oczu świętymi olejkami dziewczynka odzyskała wzrok i w cudowny sposób wypiękniała. W podzięce Bogu gdy dorosła sama zaczęła leczyć ludzi cierpiących na ślepotę i trąd. Wydarzenie to sprawiło, iż Otylia po dziś dzień uważana jest za patronkę chorób oczu, a woda bijąca z klasztornego źródełka (jak opowiadają miejscowi) posiada właściwości uzdrawiające.
Wesoły incydent miał miejsce ma świątynnym wzgórzu. Gdy naszą grupę mijał francuski ksiądz doleciały do niego nasze słowiańskie dźwięki. Zatrzymał się, roześmiał życzliwie i krzyknął „Polonais! Polonais!” i na znak wielkiej radości odśpiewał nam zwrotkę kościelnej piosenki. Po polsku!!!. Po raz kolejny pokazał nam z wielką dumą kamień postawiony na cześć Jana Pawła II. Nie wiem jak inni koledzy i koleżanki z ekipy, ale ja poczułem się w tym momencie prawdziwym obywatelem Europy tysiąc razy mocniej niż w gmachu UE.
RADA EUROPY
Po wszelkich zabiegach tłumaczonych dniem 11 września z paskiem w garści i opadających portkach wkroczyłem do wnętrza gmachu. Drewno, szkło i chrom robi wrażenie. Wszędzie ozdoby z rozmaitych części świata. Dostrzegam księgę w gablocie. Podchodzę bliżej, by sprawdzić jakie zaklęcia znajdują się pod szklanym kloszem. Szok- to nasza konstytucja. Wygląda na starą i oryginalną. Replika??? Żart jakiś??? W miejscu, które wielokrotnie pokazało niezgodność i wyższość prawa Europejskiego nad naszą konstytucją to jak celowa kpina i zagranie na nosie ludziom śledzącym postanowienia trybunału i stanowione tu prawo.
Pani przewodnik prowadzi nas dalej.
Pod tym linkiem jest udostępniony film, którym uraczono nas na sali kinowej Rady Europy. Strona jest w języku jednego z członków honorowych Rady – Rosji. Na pytanie:„dlaczego uważacie, że Rosja jest nadzwyczajnym obrońcą praw człowieka?” pani nie potrafiła nam odpowiedzieć. Totalne pomieszanie z poplątaniem w sytuacji medialnej propagandy stosowanej wobec nas na temat "biednej" i "pognębionej" przez Rosjan Ukrainy.
Przed projekcją pani poprosiła nas o zadawanie pytań po zakończeniu filmu. Gdy usłyszała gromki śmiech podczas punktów znoszących ubóstwo i powszechną biedę już nie chciała z nami rozmawiać. Zrozumiałem wtedy gdzie Platforma Obywatelska nauczyła się wykonywać takie propagandowo-dramatyczne spoty.
Na koniec trafiliśmy na salę plenarną Rady Europejskiej by zobaczyć wnętrze i wysłuchać jeszcze odrobinę propagandy zapisanej w pliku MP3.
Wniosek
Cała dzisiejsza cywilizacja europejska jest trzymana w ryzach dzięki przepisom płynącym z tego pałacu. Taki obraz jest wpajany młodym ludziom tłumnie odwiedzającym to miejsce. Bez ochrony tej instytucji, ludzie z maczetami w dłoni powyrzynaliby się w kilka dni. Szkoda, że te przepisy nie dotyczą Afryki. Jak za dotknięciem czarodziejski różdżki prysłyby ich problemy głodu, ubóstwa, rytualnych morderstw, ludobójstwa, handlu ludźmi i kary śmierci. Dobrze, że mamy ten budynek i zastępy urzędników za przystępną cenę.
(szkoda, że nie sprzedawano takich wycieraczek w sklepiku, wydałbym ostatnie euro na tak niebywałą przyjemność )
PARLAMENT UNII EUROPEJSKIEJ
Szklana wieża Babel. Nie można przejść obok tego obojętnie. Budynek, jego usytuowanie ( otoczony wodą ) naprawdę zapiera dech. Człowiek momentalnie sobie zadaje pytanie. Ile to musiało kosztować?
Na dziedzińcu okrąglaka monumentalny dar mieszkańców Wrocławia. Szkoda, że nie było nikogo z Wrocławia. Duma z dobrze wydanych podatków przeszła bokiem.
Tuż obok tablica upamiętniająca wielkiego męża stanu…
Być może w Strasburgu AGORA oznacza budynek wzniesiony w 2008 roku jako element Rady Europejskiej, nam jednak słowo AGORA kojarzy się jednoznacznie: „Gazeta Wyborcza” i Adam Michnik.
Za skojarzenia nie odpowiadam ;)
Wchodzimy do środka.
Oczywiście tu też obowiązuje procedura 11 września i znowu trzymamy się za spodnie. Wnętrze jest kosmiczne. Ruchome schody i industrialne kształty wypełniają przestrzeń. Pnącza imitują przebicie posadzki i oplatają kolejne piętra. Widać, że architekci mieli otwarty rachunek.
Idziemy do sali konferencyjnej i czekamy na naszego Unioposła.
Pan Michał Marusik pędzi na rozpoczynającą się sesję więc mamy chwilę na rozmowę.
Oto fragment spotkania, który zdążyłem nagrać nim bateria w aparacie odmówiła współpracy.
Treściwie i dosadnie w temacie, który interesował nas najmocniej. Koszty i środki.
Pamiątkowe zdjęcie grupowe i pan Michał leci do swoich obowiązków.
Spotkamy się wieczorem na kolacji. Na odchodne unioposeł mówi do nas : „Teraz przejdziecie do sali obrad plenarnych Parlamentu Europejskiego i sami zobaczycie o czym się tam dyskutuje”.
Lecimy za przewodnikiem. Wcześniej dostaliśmy informacje, że robienie zdjęć z lampą błyskową jest zabronione i bardzo tego przestrzegają. Zajęliśmy miejsce dla widzów na górnych balkonach i założyliśmy słuchawki. Na kanale 18 usłyszeliśmy głos polskiego tłumacza. A raczej tłumaczy, bo głos zmieniał się co chwila. Oczywiście zasady BHP nie pozwalają tłumaczyć jednej osobie dłużej niż 15-20 minut. Zaczynamy się już przyzwyczajać do tych standardów. Trafiliśmy na temat „Ratowanie zagrożonych gatunków”.
Panie i panowie, to co tam usłyszeliśmy stanowi niezwykłe wyzwanie dla mnie. Może zacznę od tego, że zabieranie głosu przez reprezentantów frakcji sprowadza się swym stylem do rozprawki zadanej przez panią w szkole podstawowej. Nie mam zielonego pojęcia o zadanym temacie więc piszę dużo okrągłych słów. Mam płacone od obecności i zapisywane są statystyki aktywności, więc zabieram głos często. Słyszymy w słuchawkach:
- Powinniśmy natychmiast zająć się wzmożoną ochroną słoni afrykańskich nim będzie za późno…
-Kobry są wykorzystywane do eksperymentów medycznych, natychmiast trzeba działać…
-Liczebność hipopotamów jest na zatrważająco niskim poziomie, trzeba podjąć konieczne działania w celu ochrony tego gatunku…
-Unia Europejska jest prekursorem ochrony gatunków, potrzebna jest jeszcze mocniejsza praca…
-Tak trzeba działać jeszcze mocnie na tym polu, by nasze dzieci nie zapomniały czym jest słoń czy hipopotam…
-Natychmiast trzeba podwoić wysiłek… i tak do wyczerpania swego czasu. Trzeba, koniecznie, natychmiast, niezwłocznie bla,bla,bla. Zero konkretów.
Następny temat „Paliwa i ich jakość oraz stosunek ceny” i znowu:
-Poziom cen jest skandaliczny, trzeba zrobić wszystko, by cena paliw była bardziej przystępna…
-Ceny paliw spadają jest to zasługa UE, ale trzeba mocniej monitorować jakość paliwa…
Nagle wstaje facet i wypala do mikrofonu:
-Trzeba być szalonym by myśleć, że spadek cen ropy ma związek z troską o społeczeństwo. To jedynie element gry politycznej wycelowanej w Rosję. Ta gra pokazała jak bardzo UE ma wpływ na ceny ropy i jak mocno reguluje rynek dla swych zysków. Jak można opowiadać takie brednie… szybko sprawdzam na mapce z miejscami z jakiej frakcji jest ten jedyny głos rozsądku. No tak, facet jest z UOKiK - partii Nigela Farage’a. Wszystko jasne. Braw nie zebrał.
Zgodnie z ustaleniem chcieliśmy zrobić zdjęcia sali plenarnej bez lampy błyskowej.
Natychmiast podbiegła do nas pani o mało francuskich rysach i oznajmiła, że jak jeszcze raz ktoś zbliży aparat do twarzy, to ona go nam zabierze. Konsternacja zupełna. Jestem w miejscu gdzie spływają moje podatki, gdzie stanowi się prawo codziennego życia, gdzie siedzą przedstawiciele wybrani przy pomocy mego głosu i nie mogę zrobić zdjęcia sali.
Tak nie będziemy się bawić.
Oczywiście zrobiłem je :) Polak potrafi. Nie będzie mi nikt zabraniał mego podstawowego turystycznego prawa z racji zarabiania na autoryzowanych fotoreporterach, których nie brakowało na głównej sali.
Wszystko o czym mówi JKM i pozostali unioposłowie to 100% prawda, jednak nawet najmocniejsze słowa nie oddają komiczności cyrku jaki tam się uprawia. To trzeba zobaczyć na własne oczy. Cały ten bajzel jest napompowany forsą podatnika do tak niebywałych rozmiarów, że trudno to ogarnąć biednemu człowiekowi z Europy drugiej kategorii. Doskonale, że mamy możliwość osobistego umocnienia swych poglądów. Upadek Europejskich wartości to fakt. Pozostała pazerność oparta na podatkowym ucisku, rozdawnictwo środków i sterowanie strachem. Wszystko to oczywiście oblane toną ciepłej propagandy. Za sprawą tych niewybieralnych idiotów z UE staczamy się w przepaść długu i moralnego upadku.
STRASBURG
To piękne miasto, które nie widziało wojennej pożogi więc zabytków jest tam bez liku. Stare miasto jest naprawdę imponujące z centralnie wybijającą się katedrą Notre Dame. Samo miasto nie jest dużą metropolią. Powierzchnię ma identyczną z moim rodzinnym miastem Elblągiem-78,26 km² jednak w moim mieście mieszka 100 tyś ludzi z tendencją do ucieczki, a w Strasburgu 273 tyś na tej samej powierzchni. To widać.
Każde pomieszczenie z wejściem od ulicy jest zagospodarowane na potrzeby biznesu. Jest tego niesamowita ilość. W poniedziałek o godzinie 21 trudno o miejsce w pubie. Ludzie zajadają kolację ze znajomymi i dopełniają dzień francuskim winem. Zdziwiło nas gdy po 22 właściciele knajpek, pubów, zaczęli zamykać swoje interesy. Zapytaliśmy się czemu, przecież to młoda godzina. Usłyszeliśmy: Już czas, trzeba odpocząć. Tutaj obroty robią się same nie trzeba wyczekiwać gości i zapraszać ich do środka. Niepojęte.
O godzinie 13 spacerując przez centrum widzimy tłumy ludzi, robią zakupy, zajadają drugie śniadanie, kawka w kawiarence, papierosek z gazetą na ławce. Zadaję sobie pytanie. Czy tu nikt nie pracuje?
To nie są turyści.
Zasięgamy języka. To niezwykle trudne bowiem Francuzi nie rozmawiają po angielsku. Nawet nie to, że nie chcą, oni naprawdę nic nie rozumieją. Może z racji Niemiec za pobliskim Renem uczą się języka swego sąsiada? To całkiem logiczne.
Dowiadujemy się po kilku próbach, że jest to pora 3 godzinnej przerwy i że bardzo dużo ludzi pracuje na ½ etatu z racji całkiem dobrego wynagrodzenia. To ludzie niezwykle ceniący swój czas prywatny i podchodzący do pracy w sposób zupełnie „nieprzemęczający się”. Uśmiech na twarzy, euro w kieszeni i łagodny klimat.
Samochody przeciskają się między ludźmi w wąskich uliczkach potulnie jadąc i czekając na zejście pieszego z ulicy. Zero stresu, klaksonu czy wyzwisk. Mijani ludzie witają cię „bonjour, bonjour”.
Byliśmy w mieście podczas przedświątecznego kiermaszu więc na każdej uliczce stał kociołek z grzanym winem, a jego zapach wypełniał starówkę. Niezwykłym szokiem było dla nas gdy zobaczyliśmy policję na służbie, która podchodzi do pana i kupuje sobie kubeczek grzanego wina. Panowie w mundurach uśmiechnięci ruszyli dalej z kubeczkami. Piliśmy ten wywar i nie był on bezalkoholowy ;) Człowiek jest tak przyzwyczajony do naszej rodzimej patologii, że na normalność reaguje zdziwieniem. Tu nie ma zakazu spożywania alkoholu pod przysłowiową chmurką, a limit prowadzenia pojazdu w stolicy win wygląda inaczej niż w naszym kraju.
Pijemy grzane wino i obserwujemy. Ratownicy medyczni z plecakami i sprzętem pijący wino już nie robią na nas wrażenia. Zastanawiam się jak wytłumaczę to swoim znajomym w kraju. Ileż to razy człowiek awanturował się z policją, lub zachowywał jak pospolity przestępca kryjący się po krzakach z piwem.
CENY
Na starym mieście bandyckie, ale to normalne.
Tu kupują ludzie z europarlamentu więc kurtka za 2 tyś euro nie stanowi wyzwania, gdy wchodzimy do marketu francuskiej sieci obecnej również w Polsce, ceny są identyczne jak w kraju. Jest także cała masa produktów, które są tańsze. Jesteśmy 10 lat w Unii Europejskiej i słyszymy codziennie propagandę o równych szansach dla obywateli UE. Słyszymy o kryzysie omijającym nasze państwo, o rosnącej gospodarce doganiającej najlepszych. Cały czas jesteśmy torpedowani podobnymi bzdurami. Niewątpliwie w Strasburgu kryzys wyrządził niebywałe spustoszenie.
Gdy stoję przed regałem z 6 smakami Coca Coli, dwoma regałami chipsów Lays, serów nie wspomnę, słodyczy, nabiału i owoców morza, robi się zwyczajnie przykro, bo my tych produktów nie znamy. I pewnie nigdy nie zobaczymy na swoim stole. Jesteśmy kloszardami Unii Europejskiej wpuszczonymi do UE dla prestiżu nielicznych elit oraz co ważniejsze dla dokładania wszelkich środków zdartych z biednego Polaka. Krew się burzy w żyłach.
Myślicie, że pani na kasie w markecie robi podobne bzdury jak jej odpowiedniczka w moim mieście?
-Dzień dobry. Zapraszam do promocji. Może ciasteczka? Punkty pan zbiera? Dziękuję i zapraszam ponownie - dziewczyny muszą to powtarzać, bo nad głową wisi oko nadzorcy. W Strasburgu pani powoli i bez słowa skasowała nasze produkty, przyjęła pieniądze, wydała pieniądze. Nic.
Jestem pewny, że gdybym coś wymagał od niej, to by wstała i wyszła. Ona wie, że wykonuje mało płatną pracę na tamte warunki i wszyscy to rozumieją. Tutaj w markecie jest zupełna cisza z głośników nie leci piosenka podprogowa czy reklama. To zabronione, bo skłania do większych zakupów. U nas w tym samym sklepie gania facet z mikrofonem i wykrzykuje „Teraz wszyscy po kiełbasę śląską!!! Przez 10 minut jest o 10% tańsza!!!” ludzie nogi łamią.
Podróże kształcą i to jest 100% racja.
A z taką ekipą jaką poznałem w autobusie wiem jedno. Ta Unia Europejska zostanie przez nas przegnana tam gdzie pieprz rośnie.
Pozdrawiam uczestników.
I być może do zobaczenia w następnym odcinku... :)